Poniżej przedstawiamy zestaw wierszy o Grójcu Bogdana Nowickiego, który otrzymał nagrodę specjalną w XLIII Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim "O Laur Jabłoni 2023".
Zima
Pozostał nam zapach jabłek, rozkrojonych na
Pół scyzorykiem. Mróz jak wąż niewidzialny
Okrążył rynek i park. Patrzy w światło Oriona
Biały pomnik Powstańca. Marzną: Chopin,
Kurpiński, Paderewski i Szwalbe. Aleja Mickiewicza
Osrebrzona od śniegu – to nie pora na
Wiersze, pojedyncze sylaby daremnie tęskną do
Heksametru. W bulajach Plejad zamiecie. I w
Kapilarach gwiazd. Strząsam kurze z albumów:
Przodkowie rozkładają
Na parapetach zwełnione od rzecznej wody swetry
I ciemne płaszcze. Nasze molo prowadzi już tylko do
Bazyliki ciszy. W niej dumając, wierzymy w
Powrót ptaków, kolorów. A jutro, gdy puści kra
Będzie wyraźniej słychać
Modlitwę rzeki.
Poeta
Schwytany, tak jak została schwytana ziemia
w tryby historii, w cienki nów
białej chusty. Ktoś w czarnym
fraku z jaskółczymi połami
majstruje w zwierciadle, śniąc innego i sam
będąc przez kogoś śniony. Świat na opak,
jakieś miasto obieżyświatów, z pustką
błękitnego nieba w kałuży. Rytm
dachówek, kruchych klawiszy światła
kuleje, łomoce, dudni, gra larum rzęsisty
deszcz; epifania – biały puszek dmuchawca
kołysze się w ciemnym kącie kawalerki
poety, który długimi
białymi koronkami, splątanymi frędzlami,
zapuszczał korzenie
w języku. Siąpią światła latarek. Teraz
wyraźniej słychać
huczenie Nieskończoności „Ja
tutaj jestem. Jestem”…
Miasto
Jesień pisze to miasto na tabliczce woskowej,
mając mieszenie pełne żołędzi.
Pod piekarniami pachnie chlebem,
ulice to sieć długich, kamiennych nitek.
Światło wiewiórczym skokiem rozświetla
cienisty park – hieroglify rozbłysków pełzają
po starej korze, czas jest zaklęty
w słojach, delikatnie napięty niby cienka sprężyna.
Modlitwa nasza, czyż przechodząc wśród klonów,
to nie ty nas ocalasz
przed tykaniem zegara?
Wafle
Czujni kustosze pamięci założyli druty i izolatory,
nikomu nic się nie upiecze. Który z nas wszystkich
najbardziej gonił za uciechą?...
Drzewko morelowe kwitnie wyszywanym przez
mgłę ściegiem.
Coraz większe tłumy wyjeżdżają na helioterapię
na Bahama Beach, pozostawiając po sobie stosy
małych pudełek po oleju w głowie.
Na Saharę spadł deszcz morskich ryb: lustrzenie,
sazany, cefale, śledzie – jeszcze przed plejstocenem
była tam woda, więc pomyliło się biedaczkom.
Bezzębny aborygen sprzedaje zdezelowany bumerang
światu, który leci tylko w jedną stronę. A ty
w starej formie do wafli wypiekasz niebo.
Zaraza
Machinalnie planeta zaprzedała duszę diabłu,
bo miał wykrochmaloną koszulę, dwa guziki na
krzyż, pręty żeber, papierkową perukę.
W domach pod podłogą kanciarze hodowali
osty zimą: czarodziejskie różdżki, materializacje
lunarnych manekinów.
Miesiące furkotały na wietrze, galerie nie
huczały zgrzytem wind i ruchomych
schodów.
Pralnie wywabiały ubóstwo z nieobeschłych
błękitów, stratedzy zwijali rogi map po
lekcjach laickiego katechizmu.
Skapitulowały w obliczu mgły samoloty i statki
kosmiczne, odwołano mlecznobiałe promy,
w kufrach skrzeczały radia,
czmychnęła idea domu, zostawiając po sobie
kukułcze pisklę.