Miejsko-Gminna Biblioteka Publiczna im. W.S. Laskowskiego w Grójcu

Wyszukiwarka

Wyróżnienia w XLIII Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim „O Laur Jabłoni 2023”

Poniżej przedstawiamy wyróżnienia w XLIII Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim "O Laur Jabłoni 2023".

Wyróżnienie – Tomasz Kunicki

 

I

 

Na wpół martwi, już rozrzuceni na rozległych równinach

Gdzie nie docierają zapasy.

Gdzie burze szaleją

Gdzie mój palec się kończy.

Słyszałem dalekie wołanie z Walmartu.

Przysięgam, że widziałem lwy w Boże Narodzenie.

Nic nie jest nowe, aczkolwiek, niektóre z najwspanialszych i pozbawionych jurności rogaczy

rozpylają różne formy konstytucji w głębi dżungli

Pływanie, patrzenie na kukułki.

Pływanie, w pobliżu Cherokee

Pływanie, co się zdarzyło w Nowej Hucie

To jest modlitwa o zbawienie, obiecuję

Zbuduj mi fort i wprowadź tam rygor

Raz utonąłem w wartkim nurcie

Ale kopuła lwicy przyszła mi na ratunek

Nigdy nie pozwól by dzieci z zalanego miasta

Mówiły ci twoje imię

Bądź bez strachu w obliczu wroga

Śpiewaj dla pszczół, i wchodź prosto

w bajkowe bale.

cokolwiek nadejdzie, na pewno zostało już wspomniane.

 

 

II

 

Przysięgam, że w strzępach

To było na długo przed pierwszą gwiazdą

Moje kończyny zamilkły

Jak czółno.

 

Widziałem twoich chłopów

To było odświętne

Jak starzy niemieccy admirałowie

Wiem, że to nic nie ułatwia

 

Coś niepoważnego w moim umyśle mówi mi, że mam się modlić do woni.

Nie wycofywać się z mojego pokoju i nigdy nie przeklinać

 

Raz przysięgałem w obecności niedźwiedzia.

Podrzyj swoje dyplomy i znajdź nowe mieszkania

Słodko-gorzkie sny o młynach i nieposkładanych łóżkach

Zabiorą mnie do kraju koni i tronów parowych.

 

 

III

 

Moja pani jest niemiła, gwiazdy są moimi wrogami

Książki są kłamliwe, albo niełatwo je zrozumieć

Zwierzęta są szalone, krzesła są zbyt sztywne.

Nic nie idzie zgodnie z planem, sprawiedliwi się mylą

 

Przyjaciel jest demoniczny, ziemia jest zatruta

Sklepienie jest tylko mierne, tematy

wyrazów są zmienne, trudno utrzymać

stopy w idealnej linii. Najlepsze dźwięki to zapewne wołanie niedźwiedzia, najsłodsze melodie,

mogę się założyć.

 

Gdziekolwiek jest węgiel tam z pewnością są Indianie. Nie ma wniosków.

Ludzi też jest za dużo.

Lekarze są zbyt nieobliczalni.

Może się mylę, ale to tylko

podkreśla moją teorię.

 

Wyróżnienie – Maciej Henryk Modzelewski

 

Scheda

Spłowiała głowa starej chałupy z rzędem przymkniętych oczu;

jodłowe bale oddały resztki zapachu mchom – kruszyły się ulistnione łodyżki,

chwytniki i wyblakłe wspomnienia upchane w czeluściach czaszki.

Zarodnia jak macica dawno zgubiła zarodniki, rozleciały się w świat,

odnalazły swój Eden, albo wiatr je pogrzebał ziarnami piaszczystej drogi.

 

Stałem na skraju wieczoru. Myślałem: „Zapuścić się w gąszcz drzew akacji,

gdy kwitną bielą muślinu i rozdzielają zapach między mnie

i wiatr odziany w kubrak z kępy sitowia, czyniąc akupunkturę ciszy”.

Gdzieś obok wiły się wianki z powoju, splatały różowe kielichy.

Świat opuszczał mysią norę, kwitła rosa kolorami tęczy.

 

Na niewidzialny dla mnie znak z Wszechświata zbiegły się barwy na łące,

aż szkoda było ją kosić. Odważnie wyrywały się z ram rozległego krajobrazu.

Grzebień wiatru czesał jej zieloną, dojrzałą czuprynę. Patrzyłem,

a pogniecione wspomnienia zaczynały dźwięczeć jak porcelanowa filiżanka

ubrana w napar z lipy niechcący stuknięta paznokciem.

Przygarbiony czas powoli prostował plecy.

 

Tylko las nic sobie nie robił i mężniał,

bez niepotrzebnych wątpliwości strzelał słojami i wgryzał się w powietrze.

Codzienność kusiła spokojem i ciepłem. Dziadkowy sad kołysał przyszłe jabłka.

Patefon strumienia grał swojsko brzmiące pieśni, obmywał ramiona traw.

Obgryzioną przeze mnie kredką, jak kiedyś, rysowałem noc, księżyc i parę gwiazd.

I kwitnące jabłonie z korą pomarszczoną i grubą jak futro niedźwiedzia.

Nie potrafiłem narysować upływającego czasu.

 

 

Poszukiwacze

 

Co robić, gdy nie ma co robić w puste wieczory,

które ciągną się samotnością podpartą odrapanym murem osiedlowego sklepu.

Warczy cierpki odór moczu ulokowanego przez wielu w gliniastej ziemi.

Rzucają starymi słowami, aby określić nastrój kolejnego zgniłego dnia.

Niezadowolenie w pigułce

leje się strumieniem najtańszego piwa z naprędce otworzonej butelki.

 

Wrogiem są spacerujące pary, zwłaszcza te trzymające się za ręce.

Wystarczy wymierzyć w nie słowo.

Dziewczyny kurczą się jak sfilcowany gorącem sweter;

czują na plecach sforę strachów, boją się nawet uciekać.

Starają się omijać wzrokiem pewne miejsca i pewnych ludzi.

Oni rzucają śmiechem i nadgryzionym jabłkiem w światło starej latarni;

czasem tworzą tulipany z butelek.

 

Zdziczałe zakamarki miasta pieczętują petami, znacząc swoje terytorium,

zbierają do kieszeni bełkotliwe tyrady przesycone filozofią i honorem.

Nieczuła rzeczywistość umyka w szpary między cegły starego muru.

- Pluć na nią! Wszak teraz łapią w dłonie odpryski szczęśliwego świata.

Trwają do świtu, aż pochłonie ich fala Morfeusza w parku na starej ławce.

Co robić, gdy nie ma co robić w puste wieczory.

 

 

Morfeusz

 

Strumień snu wił się pod powiekami, pluskały krople jak obrazy.

Wydostawały się na powierzchnię i pękały niczym bańki powietrza.

Obraz: brzytwa cięła zarost na pomarszczonej twarzy starca,

kołatka serca zapędziła się w wybijaniu znajomej artymii.

Malwy wybujałe w podcieniu wołały do słońca.

 

Zniżyło się niebo ciężkimi stratusami podobne opadającym sennie powiekom.

Układały się sny na półce pamięci, wirowały stare labirynty krętych schodów.

Obraz: na strychu głowy znalazł zniszczone lustro z odbiciem kobiecej twarzy,

uśmiech przemieścił się wzdłuż pęknięcia, sadzawka ust rozwarta niekształtnie.

Sen podjada krople, zwalnia pociąg myśli, ręce wiszą jak pałąk urwanego wiadra.

 

Szumiały pajęczyny i skrzypiały belki starego kręgosłupa,

nawet we śnie niepokojąco raniły go zużyte spojrzenia.

Obraz: znika jak pył błyszczący rozsypany na srebrnej tarczy pełnego księżyca.

Bez jej ciepłej ręki wystawił niczym kamień na wyasfaltowanej ulicy.

Już nie potrafił brodzić w głowie pełnej planów. Ich po prostu nie było.

 

Latarnia jej twarzy przez chwilę walczyła z mrokiem smutku.

 

On z wiecznym Morfeuszem idzie pod rękę.

 

 

Jabłone opowieści

 

Zmarszczone obrazy spod powiek

jak jabłka z wysuszoną skórką zbierał do koszyka wspomnień.

Grało światło ostatnich promieni i coraz chudsze cienie.

Pęki kolorów ugiętych pod ciężarem intensywności

przystanęły na zachodzie ogrodu. Odpoczywały,

gdzie stare dusze jabłoni wychodziły na cowieczorny popas.

 

Chłód śmigał między fioletowymi astrami,

kożuchy chmur troskliwie okrywały ciemniejący nieboskłon.

Gdzieś w oddali szczekał pies ćwierćnutami,

noc rozsznurowała kolejne odbicie księżyca w sadzawce i rzece,

w szybie i kałuży,

niczym kulki w łożysku wszechświata.

 

Mroźne bokobrody wiatru skubały przestrzeń.

Hamadriady jabłonne szeptały dziadkowi do ucha pieśni

- gorące noce i oczy pewnej dziewczyny – gdy jak rusałka

moczyła swe rumiankiem pachnące włosy w krysztale strumienia,

a on perkotał nieznanym, zdawał się wstęgą zwierciadeł,

kroplami wodnej rtęci, zmarszczeń i wirów.

 

Dawniej drzewa miały mniejszą koronę i bardziej szeleszczące liście,

on lepsze oczy i ruchliwe dłonie.

Każda wiosna wniosła mu w posagu deszcz i słońce,

pszczoły, wschody i zachody, próchniczą ziemię

i zawilce. Trudno dostrzec dni – jak krople utworzyły potoki,

by zamienić się w rzekę lat. Tylko zmarszczone wspomnienia

 

wciąż z nim pozostają.

 

 

Deszcz

 

Deszcz w swoim rytmie słyszy tęsknotę świtów i zmierzchów,

swobody podniebne fartuchem chmury cierpliwie przykryte,

duszy smutek,

co jeszcze przed chwilą połknął krwią zachodu

rozognionego serca.

 

Deszcz to poeta zamyślenia,

nieskończoności i magii kropli płynącej w oceanie szyby.

Oswaja somnambulizm jak lisa,

który lekką kitą zamiata powietrze pełne kropel srebrnych

wirujących w tańcu rezygnacji,

gdy topią się w glebie.

 

Mokry pocałunek zostawia na ziemi,

kwitnie pleśnią, szumem korzeni i dreszczem słodyczy,

rodzi muzyczne glissanda i wariuje tęsknotą za życiem.

Zostawia żłobienia jak koryta zmarszczek,

splątane tatuaże na ścieżkach naszych dłoni,

ściana deszczu prowadzi w ciemność pięciolinii z drżącym kluczem,

pochłaniającej światło zatopione w wodzie.

 

Kosze kropel rozrzuca niczym ziarno siewne,

stawy i sadzawki agatem przykrywa,

uciekają łzy srebra z gniazda błotnistej kałuży,

a ja na skrzydłach wiatru w przestrzeń lecę,

mam coraz mniej czasu.

 

Wyróżnienie – Adrian Musiał

 

ŚWIAT UŁUDY

 

Sprzedałem swoją duszę bezpowrotnie

światu, który istnieje tylko w iluzji,

W kontrakcie ułudy zapisałem sobie,

bez gwarancji zysku, z pewnością straty…

 

Przepadłem na zawsze,

już nie ma powrotu,

bo to świat, który nie cofa,

lecz pędzi przed siebie, po omacku

a ja z nim…

 

Sprzedałem się światu marzeń i pragnień,

pragnąłem by marzenia stały się mym światem,

pogrążyłem się w tym poszukiwaniu

gubiąc siebie w szaleńczym zatraceniu.

 

 

MODLITWA

 

Wróć mi serce gorące,

które dziś chłodne jest od niekochania…

Wlej spojrzenie w moje oczy,

zaćmione zasłoną hipokryzji…

Przywróć dotyk moim dłoniom,

żeby znów czuły, cokolwiek…

Umocnij moje nogi,

by znów chciały iść do przodu,

a nie cofały się w zapomnieniu…

Przywróć uśmiech mym ustom,

by znów wypełniły się szczerością,

a nie krzyczały wyrzutami kłamstwa…

Wróć mi mnie całego,

Ojcze,

w imię Syna Twego

i Ducha Świętego.

Amen.

 

 

BRZYTWA

 

Słowa mają znaczenie

i określoną wartość

i choć wydaje się,

że rozpływają się w wietrze zapomnienia,

one dźwięczą w uszach

i nie pozwalają zapomnieć…

 

Nie zagłuszy ich krzyk,

bo choć przez chwilę stłamszone,

kiedyś znów powstaną

silniejsze i mocniejsze,

niczym Feniks odrodzone…

 

I staną się niczym brzytwa,

która na połowę rozrywa

zasłonę milczenia

 

 

PODZIELMY SIĘ SŁOWEM

 

Podziel się ze mną słowem

szczerym w swej stylistyce,

bez zbędnych figur retorycznych.

 

Podziel się tym słowem,

jak opłatkiem przy wieczerzy,

nakarm jak matka

życiodajnym mlekiem.

 

Ugaś tym słowem pragnienie

zbolałej duszy,

która drży targana żądzą samotności.

 

Podziel się ze mną słowem,

niech będzie komunią

w świątyni naszego życia.

 

 

CIĄŻA

 

Zaciążyłem w czasie tak mocno,

że stał się niczym odważnik na wadze,

ale wcale nie daje równowagi,

lecz niewzruszony ciąży w jedną stronę,

bezlitośnie przechylając szalkę

w stronę przeciwną od oczekiwań.

 

Ciąży mi ten czas,

co wagi nie ma,

a mimo to jest balastem,

przygniata, nie pozwalając iść wyprostowanym.

 

Zaciążyłem w tym czasie,

a w zasadzie on stał się częścią mnie,

ciało z ciała, jak kość z mojej kości.

 

Objął mnie w tym ciążącym uciskiem,

z którego wyrwać niepodobna.

I tak mi ciąży,

i ciążyć będzie,

bo czas ma czas,

aż do rozwiązania,

lecz czy szczęśliwego.

 

Wyróżnienie – Irena Wanda Niedzielko

 

KOSMICZNE ZDZIWIENIE

 

patrzą ludzie

na spadające gwiazdy

nie do wiary

jeszcze błyszczą

a wygasły już miliardy lat temu

patrzą spadające gwiazdy

na ludzi

nie do wiary

już się uwijają

a przecież pojawią się na ziemi

dopiero za miliardy lat

 

 

O MŁODYCH

 

patrzą z góry na starych

wszystko wiedzą najlepiej

szarogęszą się w tym świecie

nie buntujmy się

pozwólmy im na to

to ich pięć minut

a doba trwa

dwadzieścia cztery godziny

 

 

TAKA MODA

 

nie dziw się

młody człowieku

że nie lubię tej mody

na spodnie z dziurami

ja w młodości

miałem takie same

tyle że brudne

i podziurawione przez czas

i to były moje jedyne

i przymierałem w nich głodem

 

 

ODCHODZENIE

 

i znowu zniknęli kolejni

z mojego krajobrazu

Zośka z pryszczami jak Baba Jaga

pan bez ręki z osiedlowego baru

czteroletnia córeczka sąsiadów…

twarze rozmowy plotki uśmiechy…

pojawia się inne próbując

zadomowić się w moim życiu

niestety to tak nie działa

co dnia kurczę się

o wszystkich znajomych

którzy odchodzą

 

Wyróżnienie – Arkadiusz Stosur

 

Sztandary III

 

Pełnia ponad głowami droga

gdzieś daleko najdalej zagubiony pejzaż

ale czy niebo jest z nami o świcie

kiedy rozpada się świat na najmniejsze

kawałki jak lustro w którym nic nie widać

pękające na mrozie On bierze jeńców wieczorem

w symfonii gniewu potrafi rozpłatać

trzewia jednym dotykiem jego armie

biegną zaśnieżonymi drogami jest coraz mniej światła

kruszą się drzewa niespokojne ptaki budują gniazda

jak schrony w zimnej ziemi jakby nigdy nic

się nie mogło zmienić Dzisiejsze życie porzuciło

wielkie miasta rozkłada się w cieniu

dziwnych monstrualnych konstrukcji wytyczanych

na rzeki pola ulice drżące od summy wszędobylskich drobnych

niepotrzebnych ułomnych rzeczy i kto to wszystko uczynił na czyj rozkaz

A przecież słońce przed burzą było takie ostre silne oplatało nasze powieki sklejając je

lepkimi nićmi nadziei rwanymi podczas silnych podmuchów wiatrów

 

Sztandary VII

 

w pustce bez czasu piszemy słowa

nowego hymnu rośnie w nas niepodległość

i orzekają sądy o winie i strachu

pali się światło aż po świt matki

dzielą chleb i mleko między głodne dzieci

zieleń wypuszcza się po najdalsze krańce

kontynentu podbija samotne miasta wyspy

i przylądki  ludzie mówią prawdę

katów wysłano na bezrobocie a mężczyźni

uprawiają pola nakręcają zegary i ścinają

wysokie sosny żeby budować mosty

tak jest gdzieś w nas

tymczasem popatrz wieje wiatr

i tracimy bezpowrotnie pamięć

i wolę przetrwania w słonecznym błękicie

powiewa proporzec jak wehikuł czas

w naszej okolicy gromadzą się bezpańskie psy i koty

ich armia wkrótce najedzie kurniki

niosąc godło białego ranka a pijacy w suterenach

w podartych zielonych mundurach będą przeklinać swój los

 

 

Sztandary VIII

 

Nie umarło w nas jeszcze wszystko co dobre

i chwała i wolność jeszcze trwają kiedyś może

będzie lepiej a teraz bronimy duszy jeszcze

do nas uśmiechnie się los on jak wiadomo

jest ślepy i nieufny lecz kiedyś nasi wrogowie

odejdą stąd znikną na zawsze ich ślady

pokryje kurz piasek i rosa na porannej

trawie która szybko wyrośnie na świeżych

grobach pośród ciszy cmentarnej Bo nasze

ciała lekkie jak puch albo hostia niesiona

przez kapłana w ofierze Nasze ciała

niczego już nie pamiętają przedziurawione

kulami targane namiętnościami suche i nagie

jak liście opadające bezwładnie na ziemię

Ona przyjmie każdy symbol nadchodzącego

zmartwychwstania teraz i dziś wczoraj i jutro

Ona wyda plon tysiąckrotny wolności

z krwi i popiołu bo przecież nasze życie

nie jest niewolą lecz budowaniem

nowego domu na kamieniu starej wiary i nieustępliwej prawdy

 

 

Sztandary XIX

 

To był dzień zwycięstwa

gdy łopotały wszystkie sztandary

na silnym wietrze i płonęły

znicze na nowych grobach

bohaterów starej ojczyzny

a my szliśmy zmęczeni

przez puste pola które nie zdążono

obsiać dorodnym zbożem

i koniczyną szukaliśmy

słońca żeby spaliło naszych wrogów

 

a nam przyniosło odpuszczenie

win i wieczne uspokojenie

patrzyliśmy na niebo i jego przemiany

uzbrojeni po zęby w humor

mądrość przebiegłość witaminy i chleb

wzruszenie ramionami zastępowało

przywitanie wystrzał z karabinu

dowcip czarny bandaż łunę z wiarygodnej

pamięci ziemia pod stopami była miękka jak glina

pęczniał w nas niepokój i wysychała krew na cały m ciele białym jak hostia

 

 

Wyróżnienie – Dawid Zalewski

 

ewa

 

w któreś chwili rodzice położyli cię na ziemi i już nigdy nie unieśli w górę

kwiaty, które wtedy umiałaś nazwać, składasz teraz bez uśmiechu

w puszce po kawie.

 

wiesz już, że wszystko zostało rozstrzygnięte, choć rozstrzygnął to

ktoś inny, przebrany w twoją skórę.

 

                                       to dlatego przemierzasz teraz lasy całkowicie biała,

                                                                       pozbawiona póz, gestów pawłowa.

 

kiedy leżysz, kulisz się jakbyś nie chciała nic zasłonić, nic ocalić.

 

 

przelot

 

tak oto została walka, gubienie piór. obserwując bliskość ludzi

poznała dystans, z którego można jeszcze uciec. jeśli przeżyje,

 

                                w ulubionej samotności gniazda powije pisklęta.

 

ciała kruche, które niegdyś były jak ona i miały w sobie tyle samo krwi.

ledwie kieliszek, który uniesiono wysoko, pięknie się dotleni.

 

wszystko to, o ile nie zbawi ją ciepło domowych pogorzelisk.

wówczas rozbryzgnie się jak gwiazda, strącona z nieba kamieniem,

 

                           wypełniona po brzegi myślą, że umarłą wskutek błędu,

                                                bo ludzkie okrucieństwo jest chyba pomyłką.

 

 

porządek

 

czy wiedziałeś, że dotknięcie skrzydeł ćmy może wywołać trzęsienie duszy

lub obojętność w Tokio? teoria ładu jest taka, że każdy popełnia

błędy, które później znaczą coraz więcej.

 

                                                                     jeśli jesteście w stanie z nimi zasnąć,

                                                                                            słysząc trzepot w pokoju

 

to znaczy, że uodporniliście się na strach przed nieznanym i za nic

macie to, co przemierza was podczas snu. możecie połykać pająki i miecze,

aby dać dom temu, co nieuchronne

 

                                                           i przeszyć to, co wychodzi z was ze środka.

 

 

 

 

 

 

Facebook.com X.com

Zobacz również