Kontrast
po wejściu ze słonecznej ulicy wszystko jest czarne
i diabeł z opóźnieniem okazuje się portierem
po przesunięciu zasłony
w przebieralni zostaje „pewność”
„nie”- odsłania się i wychodzi przed nią
lamperia z której wiecznie odpadają plany remontu
wygląda na porzuconą
ale każdy ma tu siostrę
i wszystkie mówią białym głosem
prześcieradła wielokrotnie owijanej śmierci
wypłowiałe piżamy przesilone powłoki
w tym miejscu człowiek czuje się jak papier
wśród strachu i bladych jarzeniówek
na łóżkach leżą kartki
słuchają jak białe głosy gniewają się za plamy
jak chcą tylko żył na wierzchu
i żeby nie szeleścić w czasie obchodu
kiedy zarządzają wietrzenie
najchudsze kartki unosi przeciąg
i biała szarość na chwilę wypływa przez okno
jeśli noc będzie oddychać
jutro
rodzina przyniesie czerwony kompot
Matka Grzegorza zmieniła kolor
dedykowane Barbarze Sadowskiej
Basia miała głęboko osadzone oczy
i kiedy płakała, łzy nie spływały jej po policzkach.
Zostawały pod powiekami.
Miała bardzo niebieskie oczy
i te łzy robiły się też niebieskie (Hanna Krall)
ludzie pytają jakim trzeba być człowiekiem
żeby przeciąć skrzydła żywego motyla i nie poczuć bólu
jak można potopić kocięta
wtedy pytali za co spałowano wiosnę na Jezuickiej
aż do krwawych soków
a przecież mogło być maturalnie-zielono
jak w normalnej rodzinie
ze studiami i kolegami w plecaku
z uśmiechem dziewczyny w wierszach
tak miały mijać dni matce
a stała się patronką łamanych w komisariacie
kości i obrażeń wewnętrznych
gdy maj wziął ją pod rękę
w kondukcie dłuższym niż łzy Warszawy
w czasie fałszywych straganów i prawdziwych Judaszy
handlowali jej synem na bazarze upodleń
doprowadzili do najgłębszego
w którym człowiek dusi samego siebie brakiem słów
gdzie wiara przeraźliwie chudnie
a świat zapada się wraz z policzkami
gdzie oczy uciekają na dno oczodołów
gdzie ból staje się niebieski
Nisko latający sprzeciw
zaczęli dusić od dołu
uciszą kolejny stary dom
zasłonią twarz styropianem
wykończą plastikową podbitką
a na poddaszu
krzyk o słońce i powietrze
w otwartych młodych dziobach
najgłębszy jest strach
nad głowami budowlańców
para czarno-białej zwinności
przecinała zło do fajrantu
świtem wiotkie i blade
uwiły gniazdo w mojej źrenicy
Wytłumacz Niebieski Gepetto
mówią że jestem wariatem a ja tylko dziwię się światem
postawię krzesło przy stole przeczytam jego niedolę
położę ręce niezdarne dwa życia drewniane marne
ludzie zrobili ze mnie drewnianego człowieka
rośnie mi kłamstwo na nosie
z roku na rok przybywa gwoździ w kolanach
gdy siadam na stołku jak Pinokio
myślę o rzymskich żołnierzach
którzy kiedyś próbowali połączyć człowieka z drewnem
ja stwardniałem – Jezus pozostał sobą do dziś
wrażliwy i czuły na krzywdę ludzką
tak kończy się ta bajka
Zaszczuty wiersz
pan co dzień przenosi ją do niebieskiej krainy
wielbi pana żeby zdążyć zmartwychwstać
przed szkołą synka
mąż kobiety z parteru stara się
spełniać wymogi niebieskiej karty
regularnie sprawdza wytrzymałość jej oczodołów
choć trzęsą mu się dłonie
domowy koroner psychicznego trupa wybranki
każdego ranka rozcina nerwy krzykiem
wieczorem próbuje przyciągnąć do siebie
żądając spojrzenia z małżeńskiego portretu
miłości swojego życia
wpierdoliłby nóż
żeby drżała przy nim tamtym uczuciem
