Miejsko-Gminna Biblioteka Publiczna im. W.S. Laskowskiego w Grójcu

Wyszukiwarka

Przedstawiamy wiersze Pana Bogdana Nowickiego, który otrzymał wyróżnienie w XLIV Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim "O Laur Jabłoni " 2024.

 

Poniżej przedstawiamy wiersze Pana Bogdana Nowickiego, który otrzymał wyróżnienie w XLIV Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim "O Laur Jabłoni " 2024.

 

                               Eskapada

 

szukam starych sandałów, o północy dopada

mnie wielki wóz; płonie żywcem tuż za lewą

szybą autobusu.

 

pod jarzeniówką kły mac burgera. wylew coli.

wydzieram się sobie ze zszywek i roczników.

w starej zajezdni śpią tramwaje.

 

to miasto, drzewo i dom to żart rysunkowy.

morze płynie po ulicach, więc blaski przy

witrynach rozsiewają, niby neonówki,

przechodnie.

 

dowiaduję się z uchem przy ziemi, że kruszeją

tęgie lodowce. klepie mnie po łopatkach

biały niedźwiedź. płaczliwy głupek

zwłaszcza po wódce.

 

pozostaje mi mokra plama galaktyki zgaszonej

pod obcasem małej stacyjki. między połykaniem

pigułek zgłoski skaczą. inhalacje ćwiczą w

milczeniu sztywne gardło.

 

wonne lampy doniczek. w deszczu karoserie aut

całe są z kropek brajla, przejeżdżają hałasując

silnikiem. płosząc żaby.

 

następny zakręt znowu wykręca mi ręce, drapiąc

powietrze paznokciami.

 

 

 

 

 

                               Czyściciel pamięci

 

chodzę z pękiem pen drajwów dyndających na

skórzanym pasku. wymiatam traumy, wigor

daję. wtedy klienci maślanymi oczami

uśmiechają się do tabletu.

 

najwięcej zleceń mam z domu starców. tam

wiedzą, że życie jest błędem. pełne raf i

wądołów. więc wygładzam wspomnienia,

aby stały się miękkie, aksamitne.

 

najtrudniej dogodzić zakochanym. są kapryśni,

palący się od środka, dwubiegunowi. skazani

na echolokację partnera. toteż obcinam im

chore pnącza i wpisuję podpory wokół

których mogą się okręcać.

 

ostatnio coraz częściej pomagam imigrantom.

ci już niczego nie mają po kolei w głowie. śni

im się grusza chrobocąca w okno albo motyw

powrotu – ławka w błocie. zamieniam ich

ojczyznę w landszaft. wtedy mogą ją sobie

powiesić, z całym oddaniem, na gwoździu

wbitym w ścianę.

 

smarkateria gwiżdże na mnie i wytyka palcami.

jeszcze nie pękło w nich piekło, nie puścił

najgrubszy szew. ale ja cierpliwie poczekam.

to tylko kwestia zębatych lat.

 

 

                               Ćmy

 

bierzemy zestaw promocyjny. nie przelewa nam się

niebo między palcami. na metafizycznym głodzie

zamiast plasterka cytryny, ssiemy plasterek

księżyca.

 

ja czyszczę dywany. ty czyścisz blaty i porządkujesz

bałagan. sprzątamy po nocnej burzy hałaśliwe

chmury. przesuwamy cudze meble na swoje

miejsce. zgniatamy puszki po napojach

energetyzujących.

mieszkania mają swój smak. sekrety. kąty, w jakich

można zwinąć się w kłębek. imitujące wieczny

odpoczynek. te zgodne z porami roku są wciąż

wielonasienne. te inne przelewają

pustkę z pełnego w pełne.

 

znów szorujesz na parapetach czas. ja zrywam asfaltową

dżunglę z progu. po wszystkim, przez krótką chwilę,

w ciszy wypolerowanych płatków nad wazonami,

wydaje się, jakby ten świat był nasz.

 

potem długo czy to w metrze. czy pod kloszem w

niklowanym barze. czy to w parku z milionami

jajeczek ciem. czekamy, aż zelżeją w nas

pierzaste czułki,

 

szeleszczące, że my nigdy nie będziemy mieć

domu.

 

 

                               Fantom

Co jest pomiędzy jawą a snem?

 

Dym z papierosa. Aromat kawy.

Tchnienie na szybie wymazane w kółeczko.

Długi, wijący się, serpentynowy pytajnik.

Stalaktyty i stalagmity dotykające się czubkami lodu.

Skorupka jajka otaczająca jego życie.

Tafla. Totem. Wahadełko.

Zielone rzęsy sęku.

Puent nity.

 

Białe wanny, w których gęsta woda wyżera ich wnętrza

i na ciałach zostawia szkło. Na podłodze podmokła

kalka nieba.

 

Twoje brwi wyciągnięte w łuk zachwytu i zdziwienia.

Brama i klucz.

 

 

                               Hotellandia

 

Nikt nie chce wiedzieć co dzieje się z pasażerami

spadającej windy. Na długich szelkach lolitki

proszą o cukierki, które odkształcają usta.

 

Piana piwa spływa w bąblach słońca; ściany hotelu

mają grubość włosa. W portierni na bębnie lady

leżą maseczki nawilżająco – wygładzające.

 

Żółtymi plamami karmią pościel kaloryfery, zgrzane

i wilgotne. W zepsutym telewizorze delfiny giną

bez wody.

 

Z żeliwnej wanny, gdzie hoduje się przysmak dnia,

dziesięcioramienną mątwę, wypełzają macki

przybierające barwę otoczenia.

 

Z obieranego jabłka spadają obierki raju, wers za

wersem, aż do szyderstwa ogryzka, pestek,

jakich żadna moc nie zgryzie.

 

Bałkański piekarz wyrabiający tureckie kruche ciasto

wielosmakowe, znajduje tutaj litość boską na chybił

trafił,

 

w omszałych pokojach z gorsetami i biustonoszami,

pantofelkami i pończochami, kredkami do warg,

z zarozumiałością i ignorancją,

 

z zakładaniem obrączki na wskazujący

palec.

Facebook.com X.com

Zobacz również