Miejsko-Gminna Biblioteka Publiczna im. W.S. Laskowskiego w Grójcu

Wyszukiwarka

Relacja ze spotkania autorskiego ze Zbigniewem Zamachowskim

Wieczór ze Zbigniewem Zamachowskim: o życiu, pasji i szczęściu przez przypadki

Wieczorem, 18 listopada Biblioteka w Grójcu wypełniła się po brzegi.  Zanim spotkanie się rozpoczęło, wśród zebranych dało się wyczuć przyjemne poruszenie i ciekawość. Nic dziwnego, bo tego wieczoru odwiedził nas Zbigniew Zamachowski. Aktor wybitny, człowiek o tysiącu twarzy i głos, który zna każdy: z filmu Trzy kolory Biały, z desek teatrów i z opowieści o zielonym ogrze Shreku.

Okazją do prowadzonego przez Dyrektor Kingę Majewską spotkania było wydanie książki „Zbyszek przez przypadki” – zapisu rozmów z Beatą Nowicką, które układają się w pełną barw opowieść o dzieciństwie, studiach, karierze i miłości. To nie wymyślona historia, tylko prawdziwe życie. Czasem aż nieprawdopodobne, a jednak prawdziwe.

Od Brzezin do filmówki

Zamachowski wrócił pamięcią do czasów dzieciństwa w Brzezinach - małego miasteczka, w którym czas płynął wolniej, a woda w kranie była luksusem. Ale właśnie tam nauczył się świata. Z uśmiechem wspominał szkołę ekonomiczną, do której trafił zamiast liceum.  Chciałem zdobyć zawód i się uniezależnić. Szybko się okazało, że rachunkowość to nie moja bajka… – śmiał się. Ale fortepian, kabaret i teatr dawały mi radość i pozwalały przejść do następnej klasy. Wiedziałem, że w biurze nie wyląduję.

Nie brakowało anegdot, w tym o seplenieniu po zderzeniu z betonowym słupem. „Jechałem bez trzymanki, kolega kopnął piłkę w koło roweru, a ja straciłem zęby i zyskałem wadę wymowy”. Aktor ciężko pracował, by tę wadę zniwelować, a starania logopedy przypominały pracę przedstawioną w filmie „Jak zostać królem”: ssał korek, gryzł kamienie, robił wszystko, co można i opowiadał o tym z rozbrajającym humorem.

Studia, które uczyły życia

Do łódzkiej filmówki dostał się dopiero po pierwszym występie na ekranie. Czasy studenckie, które przypadły na okres stanu wojennego wspominał z nostalgią: „To była szkoła życia. Akademik, jajka pachnące rybą, jedna kuchenka na cały korytarz. Ale towarzystwo? Malajkat, Pazura, Biedrzyńska… – konstelacja nie do powtórzenia”.

Po studiach trafił do zespołu teatralnego marzeń. Grywał u Grzegorzewskiego i Englerta, obok Łomnickiego i Romantowskiej. „To był teatr, w którym nic nie było tym, czym się wydawało. Graliśmy wśród skrzydeł samolotów, fragmentów trolejbusów i fortepianów. Kreowaliśmy światy. To była magia w czystej postaci.”

O szczęściu, intuicji i doktoracie po latach

Zamachowski z właściwą sobie skromnością mówił o drodze zawodowej. „Nie wierzę, że każdy jest kowalem swojego losu. Trzeba mieć szczęście. Znam wielu utalentowanych ludzi, którym się nie ułożyło, bo nie spotkali właściwych osób. Ja miałem to szczęście”.

Z humorem wspomniał o powrocie do pisania pracy magisterskiej. Po 23 latach napisałem magisterkę. Dziesięć lat uczyłem magistrantów, nie mając magistra! Potem zebrałem dorobek do doktoratu. Spojrzałem na zapisany zeszyt moich ról i nawet się zdziwiłem, jak wiele tego wyszło.

Między Wołodyjowskim a Shrekiem

Publiczność z zaciekawieniem słuchała opowieści o filmowych przygodach. O tym, jak marzenie o roli Wołodyjowskiego zamieniło się w kurs przetrwania z koniem. „Kiedy Hoffman zaproponował, że mam zagrać pułkownika, byłem zachwycony. W dzieciństwie wraz z kolegami biegałem z szabelką, każdy z nas był małym rycerzem.” Potem uświadomił sobie, że nie umie jeździć konno, a wcześniejsze próby kosztowały go obojczyk w gipsie! Jak finalnie wyszło może ocenić każdy kto oglądał ekranizację „Ogniem i mieczem”.

Nie zabrakło historii z planów dubbingowych. Przygoda z dubbingiem zaczęła się od wykreowania Stuarta Malutkiego. Jak przyznał aktor „to robota dość trudna i mało wdzięczna, ale są niespodzianki pozytywne”. Kiedy pierwszy raz podkładał głos małej myszki, myślał o swoich dzieciach, to był projekt realizowany dla nich. Cudownie wspomina fakt, że oglądali rodziną film, zapominając że to właśnie tata podkładał głos animowanej postaci. Niezapomniany Shrek jest jego nagrodą dubbingową. Jak przyznaje, „to cudowna antybajka, tworzona z myślą o dorosłych, by odnaleźli zagubione, wewnętrzne dziecko”. Produkcja odniosła niebywały sukces i przyniosła prawdziwe powody do dumy. Spacer po czerwonym, festiwalowym dywanie w Cannes, w towarzystwie kreującego głos osła Jerzego Stuhra nadal jest niezapomniany.

Aktor zdradził kilka tajemnic związanych z produkcją filmów animowanych.  Zwrócił uwagę na supervisora, który kontroluje czy to co robi się w trakcie tłumaczenia jest zbieżne z oryginałem. Nie trudno się domyślić, że w przypadku Shreka wydarzył się precedens. Teksty nie tyle przetłumaczono co sparafrazowano. Żarty osadzono w kulturowej polskiej rzeczywistości, co początkowo nie było proste. Walka o wykorzystanie znanej piosenki „śpiewać każdy może” trwała trzy dni. A efekt? Genialny – co przyzna każdy kto oglądał film. 

Życie jak przygoda

Życie aktora to nie tylko film i teatr, ale też fascynujące wyprawy. Jedną z nich było odkrywanie tajemnic Trójkąta Bermudzkiego. Wraz z Bogusławem Lindą, Markiem Kondratem i Wojtkiem Malajkatem pofrunęli na Bahama, by ruszyć w cudowny rejs. Kapitan łódki niechętnie stawiał żagle i do wodnych podróży głównie wykorzystywał silnik. Któregoś razu morze udowodniło, że rządzi się swoimi prawami, a okolice trójkąta naprawdę są nieprzewidywalne. W oddali było widać trąby powietrzne , niebo zachmurzyło się i rozpętał sztorm. Trzeba było nie lada umiejętności by nie wpaść na koralowce. Ratunkiem wydawało się postawienie żagli i wtedy okazało się że nie są sprawne dlatego nie były używane. Pełną grozy sytuację uratował Bogusław Linda, znany z ról polskich twardzieli również w życiu okazał się odważny: zszedł pod wodę z ekwipunkiem do nurkowania, przeciął zaplątaną linę, uratował sytuację i grono polskich aktorów.

Muzyka, mistrzowie i mądrość

Chociaż doskonale znamy Zbigniewa Zamachowskiego jako aktora, to nie każdy wie, że jest również kompozytorem. Tworzył ścieżki dźwiękowe do etiud filmowych, powierzano mu napisanie muzyki do krótkich form, ale dopiero niedawno zadebiutował jako twórca oprawy muzycznej do filmu pełnometrażowego. Efektu można posłuchać podczas seansu  „Błaznów” w reżyserii Gabrysi Muskały. „Czasem myślę, że gdyby nie aktorstwo, byłbym muzykiem. Ale nie referentem, starszym czy młodszym, chociaż mam na to odpowiednie papiery.”

Zamachowski z wdzięcznością wspominał reżyserów, którzy go kształtowali: Wajdę, Kutza, Kieślowskiego. Kabaretową i festiwalową współpracę z Zenonem Laskowikiem przywołał z radością.

Bez pretensji do losu

Na pytanie, czy jest coś, czego żałuje, odpowiedział, że gdybanie nie ma sensu. Każda decyzja, przyjęta lub odrzucona rola już się dokonała. „Może gdybym cofnął czas, bardziej poszedłbym w muzykę. Ale nie zamieniłbym życia na żadne inne” – podsumował.

Wieczór zakończył się jak zawsze w bibliotece – rozmowami w kuluarach, kolejką po autografy i wspólnymi zdjęciami. Publiczność wychodziła wzruszona i rozbawiona. Bo Zamachowski to nie tylko wielki aktor. To niezwykle ciepły człowiek, który potrafi śmiać się z siebie, wzruszać do łez i przekonywać, że  jak mówi tytuł jego książki życie naprawdę toczy się przez przypadki.

Anna Skoczylas-Mikołajczyk

Facebook.com X.com

Zobacz również