Zawsze upadamy po coś – relacja ze spotkania z Michałem Figurskim
26 marca w grójeckiej Bibliotece odbyło się wyjątkowe spotkanie z Michałem Figurskim. To postać, której przedstawiać nie trzeba: najmłodszy radiowy redaktor naczelny w kraju, kontrowersyjny i elokwentny. Dziennikarz, który kocha rocka i człowiek, dla którego życie przygotowało lekcję pokory. Kto był, poznał nową twarz Figurskiego, kto nie był - niech żałuje. Jego opowieść, pełna emocji i refleksji, dotyczyła nie tylko kariery, ale przede wszystkim osobistych zmagań z chorobą, jaką jest cukrzyca i przemiany, która nastąpiła w jego życiu po udarze.
Po przeczytaniu Pana książki „Najsłodszy” nasuwa się pytanie jak tak można popsuć sobie życie? – rozpoczęła rozmowę Dyrektor Biblioteki Kinga Majewska.
Wszystko dzieje się po coś – odpowiedział nasz gość. Tak naprawdę powodów dlaczego jego losy tak się potoczyły było kilka. Ważne jednak było to, że nikt nie wykonał pomiaru cukru w odpowiednim momencie. To niezwykle prosty, a ważny zabieg, trwa dosłownie 15 sekund. Co ważne, oszukać glukometr jest trudno. Dużo trudniej niż samego siebie... Właśnie dlatego, w trakcie spotkania, dyplomowana pielęgniarka – Pani Ewa zainteresowanym mierzyła cukier. Każdy ze słuchaczy mógł sprawdzić czy znajduje się w grupie ryzyka cukrzycy.
Słodki, słodszy i najsłodszy
Książka Figurskiego "Najsłodszy", nad którą pracował przez siedem lat, przeszła wiele transformacji zanim ostatecznie ujrzała światło dzienne. Autor podkreślił, jak ważne było dla niego, aby historia była autentyczna, a nie kojarzyła się z kolejną celebrycką opowieścią. Wspominał zmagania z otyłością, pędem życia. Przyznawał się do wybryków i konfrontował z samym sobą. Opowiadał o tym, jak życie zawodowe rozwijało się w różnych kierunkach: od tłumaczeń po prowadzenie audycji radiowych. „Pisząc uprawiałem autoterapię. Dziś już wiem, że poznajemy siebie w cierpieniu”.
Pierwsza wersja książki była opowieścią Michała - celebryty. Pełna anegdot i plotek. Podjął jednak decyzję by nie publikować jej w tej formie. Tłumaczył, że nie o wszystkim powinny czytać dzieci i tym bardziej jego mama. Nie chciał by ktoś zniechęcił się czytając tę książkę i pomyślał że jeśli Figurski jest taki to nie chce słuchać co ma do powiedzenia. Druga wersja była zapisem pełnym medycznych terminów i opisem biochemicznych procesów, prezentowała analityczne podejście, zbyt trudne dla czytelnika. Trzecia wersja to wypadkowa dwóch poprzednich: poruszająca, osobista i szczera, przeplatana wypowiedziami lekarzy – profesjonalistów.
To książka dosłownie pisana kciukiem. Po wylewie nasz gość utracił bowiem możliwość pisania na klawiaturze komputera i pisał tak, jak pisze się esemesy na telefonie. Początkowo pojawiła się propozycja ghost writera - osoby, która przeprowadziła obszerny wywiad. Jednak autor czuł, że musi to zrobić sam, na własnych zasadach i w zgodzie z sobą samym. Pisanie było trudne, mimo że jak mówi „na życie zarabia gadulstwem”. Figurski zaznaczył, że jego książka to nie tylko autobiografia, ale także przesłanie o miłości, walce i pokonywaniu przeciwności losu. „To nie jest książka o celebrycie, to książka o tym, że jesteśmy krusi i jednocześnie niezniszczalni. To książka o miłości”.
Radio – jego miejsce na ziemi
„Mimo perypetii życie jest dla mnie łaskawe” mówił, kiedy przybliżał publiczności swoją drogę zawodową. Twierdził, że zakochał się w radio z wzajemnością. Bo to jest jego miejsce. Wspominał casting do Radia Kolor, gdzie spotkał się z Panami Mannem i Materną. Przypominał losy „Huśtawki” w Rozgłośni Harcerskiej, gdzie dwa lata pracował za darmo. Dzielił emocjami związanymi z RMF FM. Przywołał sukces Radio 94, obecnie znanego jako Antyradio, gdzie wraz z Kubą Wojewódzkim prowadzili Antylistę i zdobywali miano skandalistów.
Pierwsze życie - drugie narodziny
Można się zastanowić czy Michał Figurski powinienem świętować urodziny 16 maja czy 15 września, bo właśnie ta druga data przyniosła dramatyczne wydarzenie, jakim był udar. „Wszystko się zmieniło w moim życiu. Ono samo pokazało co jest ważne. Wcześniej miałem wszystko za mocno, za głośno i na wczoraj, nie miałem czasu pomyśleć... Taka prawda, jesteśmy zajęci przetrwaniem…”
Opowiadał, że pochodzi z tak zwanego dobrego domu. Chociaż czasem mama patrząc na jego wybryki zastanawia się gdzie się tego nauczył. Urodził się w Moskwie dziecko Rosjanki i Polaka. Jako niemowlę został przemycony w blaszanej misce pod szmatką do Polski. Podkreśla, że jest dumny z bycia Polakiem, warszawiakiem, chociaż miałem swój epizody w innych lokalizacjach.
Przez kilka lat mieszkał w Libanie. To było Życie jak w Pewexie: łatwo dostępne czekolady, arbuzy, winogrona cole, produkty niedostępne w Polsce. Jednocześnie ten czas kojarzy się mu ze złotą klatką. Tam nie chodził do dyskotek, klubów. Wrócił do Polski i poczuł wolność. Znał angielski, francuski, arabski w piśmie, rosyjski. To dawało mu możliwość robienia tłumaczeń do filmów i zarabiania. Współpracował ze znanym Tomaszem Knapikiem. Do dziś na niektórych filmach możemy w napisach końcowych zobaczyć: tłumaczenie Michał Figurski, czytał Tomasz Knapik. To było niesamowite i obfitujące w niespodzianki. Do dziś pamięta, że wraz z przyjacielem mieli zrobić tłumaczenie kartonu kaset VHS z filmami dla dorosłych. Było to w czasach, kiedy nie istniały listy dialogowe. Każdy film trzeba było oglądać po kawałku, i zatrzymać żeby napisać linijkę tekstu. Jak przyznaje, już wtedy korzystał z życia garściami, tak naprawdę wpędzając się w kłopoty.
W domu manifestowało się miłość na talerzu, co przełożyło się na jego późniejsze problemy. Już jako młody człowiek był otyły. W maturalnej klasie ważył 136 kilo. Potrafił przespać 20 godzin dziennie. Tłumaczył sobie i innym, że wynika to z napiętego grafiku. Odczuwał tak niesamowite pragnienie, że potrafił wypić 15-20 litrów dziennie, a i tak nie mógł go ugasić. Woda, herbata, mleko, piwo - nic nie pomagało. Pół życia myślał wtedy czym może się napić, a drugie pół gdzie może się wysikać. Nie wiedział, że to objaw choroby. Do szpitala trafił z cukrem 600. Musicie wiedzieć, że norma na czczo to 90, dwie godziny po posiłku 120. Nikt z nim nie rozmawiał o chorobie. Wręczono mu niezrozumiałą książkę, która zawierała trudne słowa. Do psychologa się wtedy nie chodziło, z psychologiem rozmawiali wariaci. Wspominał, że na oddziale diabetologicznym leżały z nim trzy osoby: ksiądz, alkoholik i narkoman. Od nich uczył się jak żyć z chorobą. Ksiądz zajadał kanapki ze słoniną i twierdził, że najważniejsze jest odżywianie. Alkoholik podkreślał, że picie to zbawienie, bo alkohol obniża cukier, a narkoman jadł krówki i dozował po nich insulinę. Na początku przestraszył się, więc przestrzegał diety, mierzył cukier, ale przydarzyła mu się remisja. Zbiegło się to z przeprowadzką do Krakowa, gdzie na rynku było 360 lokali, w portfelu czekała gotówka i brak zobowiązań.
Czas pokory
Niewybredny żart o Ukrainkach przekreślił wiele. Był na szczycie i stracił wszystko. Miał 16 pozwów sadowych, upadła firma producencka, stracił żonę, córkę dom i majątek, a jako finał nadszedł udar.
Kiedy funkcjonował na najwyższych obrotach, pracował w radio, prowadził firmę producencką i program telewizyjny nie myślał o konsekwencjach. Jadł niezdrowo, imprezował i z nonszalancją traktował codzienność. Paradoksalnie, wydawało mu się, że im gorzej było ze zdrowiem, tym teoretycznie lepiej było z jego życiem zawodowym. Nawet kiedy już czuł, że ciało odmawia posłuszeństwa, bolą nogi, a nerki wymagają wyczerpujących dializ. Cukrzyca na początku nie boli i nie dokucza. Dopiero potem pojawiają się konsekwencje. Wysoki cukier dla naszego ciała jest jak kwas solny, niszczy drobne naczynia krwionośne. Bolą mięśnie, szwankują oczy, zanika czucie w stopach. Doświadczał tego, ale nie chciał zmieniać swoich przyzwyczajeń. Chciał dokonywać zmian wyłącznie na swoich zasadach. Nie przyznawał się, że jest chory, bo bał się, że dostanie mniej obowiązków. Pracodawcy nie powierzają ważnych zadań cukrzykom, obawiają się że ci nie podołają. Niewiedza o cukrzycy jest potężna, a jednocześnie bardzo stygmatyzująca.
„Nie bałem się śmierci, ale wiecie, śmierć nie jest najgorsza. Jeszcze jest ból i kalectwo.” Pamiętnego września poprowadził wieczorną audycję w telewizji Polsat, mimo bólu głowy. W nocy obudził się z poczuciem, że w łóżku leży czyjaś ręka. Nie czuł połowy ciała. Wezwano karetkę, wykonano trepanację czaszki, żeby usunąć krwiaka. Potem dowiedział się, że to nie była standardowa procedura. Przeprowadzenia operacji podjął się lekarz, który do tej pory pozostaje anonimowy. Nieznajomy, który dokonał cudu – uratował mu życie. Powiedziano mu: „Ma Pan jeszcze coś do załatwienia”. „No to jestem z Wami i załatwiam…” – podsumował.
Fundacja Najsłodsi
Michał Figurski nie bał się mówić o trudnych doświadczeniach związanych z cukrzycą, leczeniem oraz konsekwencjami udaru mózgu. Jego szczerość w opisie cierpienia, a także radość z małych rzeczy, poruszyła wielu uczestników spotkania. Wspomniał o tym, jak proces zdrowienia wpłynął na jego postrzeganie życia i jak ważne dla niego stały się relacje z bliskimi. Trudne doświadczenia zainspirowały go do założenia fundacji "Najsłodsi", której celem jest pomoc osobom z cukrzycą oraz przełamywanie stereotypów związanych z tą chorobą. Cukrzyca stygmatyzuje – przywodzi skojarzenia, związane z lenistwem, brakiem zahamowań. Oni pragną odkłamać ten obraz i zachęcić do badania poziomu cukru.
Dziennikarz wspominał, że jedną z pierwszych rzeczy jaką przeczytał o sobie po udarze był artykuł o tym, że nie żyje. To zmienia człowieka. Jednocześnie setki osób pisały i zadawały pytania, o samopoczucie ale i o prawidłowe wartości cukru we krwi. Początkowo odpisywał, potem już nie miał siły. Zaczęła się rodzić myśl o fundacji. Nie chciał zbierać pieniędzy, by nie mierzyć się z oskarżeniami że zbiera na nowe porsche. Wraz ze wspaniałymi ambasadorami do których należą między innymi Anna Dymna czy Robert Kalisz mówią głośno o niebezpieczeństwach jakie niesie ze sobą cukrzyca. Są tam, gdzie nie docierają inni: na konwentach tatuażu, na koncertach. „Szukają zagubionego miliona”, co oznacza, że starają się dotrzeć do tych, którzy są zagrożeni chorobą, a o tym nie wiedzą.
Miłość przede wszystkim
W książce pojawiło się motto ukochanego zespołu dziennikarza The Beatles: „All you need is love”. On sam twierdził, że jest tu tylko dzięki wielkiej miłości ludzi: tych bliskich i tych nieznajomych. Podkreślił, że nie leżał w prywatnych klinikach. Leczył się w publicznej służbie zdrowie, o której się teraz tyle złych rzeczy mówi. Jedynym objawem luksusu było to, że dzięki przyjaźni z Pascalem Brodnickim czasami miał dobre rzeczy do jedzenia. „Jestem wdzięczny za tę miłość, mimo że dalej jestem łachudrą i opowiadam kiepskie dowcipy”.
Rok po wylewie zaczęły się rozmowy o potencjalnym przeszczepie nerki. Usłyszał, że nerkę przeszczepia się z trzustką. Mimo, że odradzano ten zabieg, bo wiąże się z 30% ryzykiem zgonu, udało się. Teraz, 10 lat później nie wie co to cukrzyca, ma wyniki w normie, a w swoim ciele nosi 3 nerki i 2 trzustki, bo nie usuwa się starych narządów. Dzięki ogromnej pracy i wysiłkowi włożonemu w rehabilitację wrócił do aktywnego życia. Po wylewie zamienił gitarę na wokal. Wspiera głosem zespół Młyn, grający na przykład jako support Iry, a jego głos możemy usłyszeć na radiowej antenie. Trenuje boks trzy razy w tygodniu. Szczerze wyznał jednak, że szum po udarze trwał dwa lata. Czekał na chwilę, kiedy przyjdzie do domu i usłyszy ciszę w głowie. Chciał by zniknęło napięcie związane z budowaniem zdania, kolejnej wypowiedzi. Jest wdzięczny za pracę w radio bo to ono – jego odwzajemniona miłość- okazało się najlepszą rehabilitacją.
Z przekonaniem mówił: „Zawsze upadamy po coś. Cieszę się z tego jakim jestem teraz człowiekiem. To trudna droga żeby spojrzeć w lustro i siebie lubić. Ja całe życie będę widział w lustrze grubasa, ale będę też chciał być lepszy niż jestem.”
To było wyjątkowe spotkanie: szczere, ludzkie i niepowtarzalne. Wyszliśmy z niego pokorniejsi, może bardziej zadumani ale przekonani, że jest w nas siła. Mimo wszystko.
Anna Skoczylas-Mikołajczyk