Mam apetyt na życie.
Katarzyna Żak - aktorka teatralna, filmowa, piosenkarka, szerszej publiczności znana jako Kazimiera Solejukowa z serialu „Ranczo” i Alinka Krawczyk z „Miodowych lat”, ambasadorka akcji czytelniczych w Polsce, 24 maja odwiedziła Miejsko-Gminną Bibliotekę Publiczną w Grójcu. To była jej pierwsza wizyta w naszym mieście. Na spotkanie przybyli liczni zainteresowani, uzbrojeni w parasole i dobry nastrój. Odwiedzili nas też goście z Klubu Seniora “+” z Goszczyna. Nie odstraszyły ich nawet zbierające się burzowe chmury. Pełne emocji i życiowych refleksji spotkanie poprowadziła Kinga Majewska - Dyrektor Biblioteki.
Książki mają moc
Pani Kasia od lat angażuje się w promocję czytelnictwa. Jest ambasadorką dwóch projektów: doskonale znanego “Cała Polska czyta dzieciom” oraz “Czytam sobie” - programu który ma pokazać dzieciom, że czytanie jest zabawą i zaszczepić w nich pasję. Książki rozbudzają wyobraźnię, a “bez wyobraźni ciężko żyć” - podsumowała Pani Kasia. Dlatego też czyta książki w szpitalach, domach dziecka. “Czytanie - jak twierdzi - po prostu jest ważne, szczególnie dla młodych”. O to starała się i w swoim domu. Książki odgrywały i odgrywają niezwykłą rolę w jej rzeczywistości. Mimo zabieganego trybu życia, pracy w teatrze w późnych godzinach starała się przekazać moc książek swoim córkom, zaszczepić w nich miłość do słowa. Z pomocą przyszły też audiobooki, szczególnie “Kopciuszek” i “Kubuś Puchatek”, a córki jako największą nagrodę traktowały czas, kiedy mama po spektaklu mogła przeczytać im sama opowieść na dobranoc.
Kto sam chce usłyszeć Katarzynę Żak w roli lektora może sięgnąć po audiobooki “Pożegnanie z Afryką”, “Moja przygoda w Afryce” czy “Jak zatrzymać nastolatkę w sobie”.
Być kobietą
Role teatralne i filmowe Pani Kasi trudno zliczyć. Ona sama twierdzi, że nie przywiązuje uwagi do tego co było i skupia się na teraźniejszości. “Mam apetyt na życie, jestem głodna życia”. Jako ambasadorka akcji “Lubię Siebie” przyznała, że kiedy zaproszono ją do tego projektu była zaskoczona, bo sama krytycznie patrzy w lustro. Wie, że bierze się to z wychowania. Dziewczynkom od najmłodszych lat powtarza się “dygnij, uśmiechnij się, przeproś” i to pokutuje w dalszym życiu. Dzisiejsze kobiety są inne, silne, mają odwagę realizować swoje pasje i marzenia. Dlatego tak ważna jest akceptacja i lubienie siebie za to, kim się jest, bez względu na wiek. Sama też pracowała nad swoim wewnętrznym krytykiem i życiem w zgodzie ze sobą. Właśnie to, z właściwą sobie energią i temperamentem stara się przekazać kobietom.
Rola jedna na milion
Chociaż chyba każdy zna postać Solejukowej z serialu Ranczo to nie każdy wie, że to właśnie Pani Kasi bohaterka zawdzięcza swój wizerunek. Charakteryzacja okazała się tak dobra i tak odmienna od codziennego wyglądu artystki, że w trakcie pierwszego odcinka nie poznała jej nawet własna mama. Aktorka kreując bohaterkę inspirowała się wspomnieniami swojej babci - ciężko pracującej na wsi, mającej szóstkę dzieci, a mimo to ciepłej, zaradnej i uśmiechniętej. Zależało jej by uwidocznić trud życia ale i siłę, wewnętrzną motywację i mądrość. Teraz, kiedy bierze udział w spotkaniach, słyszy jaki Solejukowa wywarła wpływ na kobiety: spragniona wiedzy i mająca odwagę być tym, kim chce. Jak zauważyła aktorka, o tej roli napisano dwie prace magisterskie i poruszono jej temat w pracy doktorskiej na socjologii. Wnioski są takie, że niezależnie od wieku, wykształcenia i pozycji nie jest za późno na realizację marzeń. “Taka rola trafia się raz w życiu”- podsumowała. A przesłanie to doskonale wpisuje się w jej działanie na rzecz aktywizacji polskich kobiet 50+, programu, którego Pani Kasia jest ambasadorką.
Ku ogólnej wesołości, nie mogło zabraknąć pytania z sali o legendarne pierogi Solejukowej. Aktorka zdradziła tajemnicę, że nauczyła się przygotowywać je specjalnie na potrzeby serialu. Dziś, kiedy pojawiają się jagody daje się uprosić swoim córkom i raz w roku specjalnie dla nich przygotowuje pierogi z jagodami.
Teatr! Oh-Teatr!
Chociaż w telewizyjnym odbiorniku możemy wciąż oglądać powtórki “Miodowych lat” i kultowego już “Ranczo” aktorka nie zwalnia tempa. Możemy ją zobaczyć na deskach teatru. Na przykład w warszawskim Och-Teatr, gdzie wystawiana jest “Wspólnota mieszkaniowa” - pełna humoru, ale i skłaniająca do przemyśleń satyra na współczesne społeczeństwo. Niedawno miała też miejsce premiera “Przesyłki z zaświatów” zabawnej, chociaż nostalgicznej sztuki o wiecznej przyjaźni w reż. Cezarego Żaka. Na festiwalach grany jest szczególnie ważny dla aktorki spektakl „T.de Ł. Nienasycona”. To współczesna opowieść o Tamarze Łempickiej - polskiej malarce; tajemniczej i sensualnej, której twórczość cieszy się uznaniem we Francji i USA. A w strefie marzeń? Chęć zagrania Szymborskiej, ze względu na jej niesamowity dystans do siebie i wdzięk.
Chociaż aktorka osiągnęła sukces nie jest przekonana czy kolejny raz wybrałaby tę samą drogę. Podkreśliła, że aby być aktorką trzeba mieć mocną skórę. Życie na świeczniku jest trudne. Ludziom czasem wydaje się, że aktorki i piosenkarki są inne: silne i mocne. Tymczasem to są takie same kobiety jak te, które patrzą w lustro i widzą swoje niedoskonałości: nieposkromioną fałdkę, potargane włosy, które też miewają gorszy dzień. Każdy nieprzychylny komentarz może zostawić ślad i wymaga pracy nad sobą, akceptacji albo grubego pancerza ochronnego. A na sam sukces w tym zawodzie składa się wiele czynników: dobra rola, świetny materiał, ludzie spotkani na drodze życia, ale też zwykłe - niezwykłe szczęście.
“Drobnymi rzeczami buduje się relacje”
Zebrani nie zdziwili się słysząc, że życie aktorki jest bardzo wymagające. Podróże, próby, wieczorne spektakle. Mimo tak zajętego trybu życia rodzina zawsze była dla niej niezwykle ważna. Razem z Cezarym Żakiem mają dwie córki. Aktorka powiedziała, że zawsze starała się okazywać, że jest dla nich, kiedy jej potrzebują. Nieważne czy chodzi o rozmowę, podwózkę na egzamin, a nawet odbiór z dyskoteki. Podkreśliła, że to właśnie “drobnymi rzeczami buduje się relacje”. Dziś jest dumna ze swoich córek. Z tego, że znalazły swoją drogę w życiu i z tego jakimi są ludźmi.
Od przedszkola do Opola
Zawsze chciała śpiewać... Ta historia zaczyna się podobnie jak historie wielu małych dziewczynek. Jako dziecko oglądając Krajowy Festiwal Piosenki Polskiej w Opolu, trzymała lakier do włosów jak mikrofon i udawała, że śpiewa. Jednak dla niej Opole jest teraz nie tylko marzeniem, ale rzeczywistością. A wszystko dzięki nauczycielce matematyki ze szkoły średniej, która zasugerowała szkołę teatralną. I tak, zamiast studiów prawniczych nastał czas Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej we Wrocławiu.
Kiedy w 1990 roku otrzymała wyróżnienie na Festiwalu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu opieką artystyczną otoczył ją Wojciech Młynarski. Jak sama przyznaje, to dzięki niemu śpiewa. Z pokorą i rozrzewnieniem wspominała, że nauczył ją interpretacji tekstu i tak naprawdę zawodu. Owocem ich pracy jest „Młynarski – Jazz”, płyta ze standardami jazzowymi i z polskimi tekstami napisanymi do muzyki właśnie przez niego. Po 30 latach historia zatacza koło, bo w planach jest rejestracja płyty “Młynarski kocham cię życie” w nowej aranżacji.
A dziś artystkę możemy też usłyszeć na płycie “Miłosna Osiecka”. Album zawiera 14 piosenek opowiadających piękne, emocjonalne historie. Pojawiły się na nim dwa wcześniej niepublikowane teksty autorstwa Osieckiej od Fundacji Okularnicy: „Miłości potrzebna jest epika" do której muzykę napisał Witold Cisło oraz „Sprzedam cię” w oprawie muzycznej Hadriana Tabęckiego. Interesującym dla mieszkańców Grójca może być, że w opowiadającej o miłości z przymrużeniem oka piosence “Siedzę w Mławie” pojawia się rodzimy akcent, związany z naszym miastem: “Siedzę w Grójcu, wśród siedmiu zbójców i mówię im wujciu” - zacytowała piosenkarka.
Jesteśmy ciekawi
“Czy Pani jeszcze odczuwa tremę?” - padło pytanie z publiczności. “Zawsze” - odpowiedziała artystka. Przyznała, że mimo doświadczenia i lat na scenie, trema nie opuszcza jej przed występami. Suchość w gardle i drżące dłonie nadal są codziennością. Stwierdziła jednak, że stres jest czymś naturalnym jeśli człowiekowi zależy i traktuje widza z szacunkiem. Przyznała, że zdarza jej się zapomnieć tekstu. O ile w teatrze kolega pomoże uratować sytuację, to w trakcie wykonania piosenki jest to trudne. Wywołując na sali salwy śmiechu, zdradziła patent na śpiewanie “po węgiersku”, czyli po prostu wstawianie niezrozumiałych, wyciszonych słów. Ze skruchą przyznała jednak, że zazwyczaj przeprasza za pomyłkę.
Aktorka ma na swoim koncie również przygodę z dubbingiem. Przyznała jednak, że ze względu na charakterystyczny głos najczęściej obsadzana jest w roli niegrzecznych chłopców lub złej królowej. To fajna przygoda usłyszeć swój głos w innym ciele dodała prezentując swoje umiejętności ku uciesze widzów, czym zasłużyła na aplauz.
Pani Kasia z zaangażowaniem mówiła o tym co, w życiu ważne jeszcze w kuluarach. Była ambasadorką budowy hospicjum opieki paliatywnej w Chojnicach, a niesienie pomocy ludziom, jak podkreślała w wywiadach, jest najbardziej wartościową rzeczą na świecie. Nadszedł czas na pamiątkowe zdjęcia i autografy. Nie milkły jeszcze pełne entuzjazmu rozmowy, uśmiechy i emocje widniały na twarzach. Można też było nabyć płyty. Kiedy wychodziliśmy ze spotkania, po deszczu nie było śladu. A może chmury rozgonił dobry humor, w który temperamentem i piękną opowieścią o życiu wprowadziła nas Pani Kasia?
Anna Skoczylas-Mikołajczyk