Miejsko-Gminna Biblioteka Publiczna im. W.S. Laskowskiego w Grójcu

Wyszukiwarka

Relacja ze spotkania z Olgą Bończyk

Jestem szczęściarą. Uprawiam swój ukochany zawód i jeszcze dostaje za to pieniądze.

 

Z okazji Dnia Kobiet w Bibliotece Publicznej odbyło się spotkanie z Olgą Bończyk- aktorką teatralną, telewizyjna i filmową, wokalistką, autorką tekstów piosenek. W bardzo szczerej rozmowie z dyrektor Kingą Majewską opowiedziała o swoim dzieciństwie, edukacji muzycznej, aktorstwie i planach na przyszłość.

KM: Twoje dzieciństwo miało ogromny wpływ na to, kim jesteś. Opowiedz Nam co Cię ukształtowało?

OB: Wychowałam się w bardzo wyjątkowej rodzinie, ponieważ moi rodzice byli głusi. W przedszkolu pani Zosia- przedszkolanka- odkryła, że mój brat i ja jesteśmy uzdolnieni muzycznie. Rodzice zapisali nas do szkoły muzycznej. Skończyliśmy wszystkie etapy edukacji muzycznej. Mój brat, Mirosław Bocek, jest słynnym skrzypkiem – koncertmistrzem- gra w Orkiestrze Kameralnej Polskiego Radia Amadeus w Poznaniu ponad 35 lat. Ja skończyłam edukacje kończąc klasę pianina.

W dzieciństwie byłam bardzo obarczona obowiązkami związanymi nie tylko ze szkołami, ale także z opiekowaniem się rodzicami. Do mnie należało chodzenie z mamą do lekarzy onkologów i tłumaczenie jej na język migowy diagnozy, przebiegu leczenia, rokowań. Jestem obarczona syndromem dzieci CODA. Termin CODA zarezerwowany jest dla słyszących dorosłych dzieci niesłyszących rodziców. Dzieci CODA z reguły zostają tłumaczami swoich rodziców już w dzieciństwie, stając się dla nich pomostem do świata słyszących. Jednak proszę tego nie odebrać jako skarżenie się. Ja się nie skarżę. Ten bardzo trudny dla mnie wtedy czas, ukształtował mnie. Jestem twardą kobietą. Nie dałam się złamać, nie pozwoliłam podciąć sobie skrzydeł. Jednak smutną konsekwencją bycia dzieckiem CODA, jest zwykle to, że takim dzieciom życie rodzinne się nie udaje. Żyje sama, mam koty. Pokutuje u mnie w relacjach to, że jestem nadopiekuńcza. Nie umiałam stworzyć relacji partnerskiej. Dużo lepiej jest mi żyć samej. Wtedy jestem wstanie zaopiekować się sobą. Jest fantastycznie. Jestem sama, ale nie jestem samotna. Nauczyłam się kochać siebie. Realizuje się w życiu zawodowym. Praca jest moim tlenem.

KM: Czujesz się spełniona?

OB: Kiedy byłam jeszcze bardzo małą dziewczynką, marzyłam o tym, żeby zostać artystką i te marzenia zwyczajnie mi się spełniły. Radość z faktu, że tak się stało, daje mi do dzisiaj poczucie ogromnego spełnienia. To, co dostałam, co sobie wypracowałam oraz to, gdzie dzisiaj jestem, jest dla mnie ciągle wielką radością i takim dziecięcym zdziwieniem, że mi się wszystko udaje.

Granie na fortepianie było przepustką do moich marzeń. Było to dla mnie fundamentem do tego, co będzie dla mnie w życiu najważniejsze. Więc śpiewam, bo zawsze chciałam śpiewać. Gram na scenie, jestem aktorką, bo zawsze chciałam być aktorką. Jednak trzeba podkreślić, że nigdy bym nie doszła do tego, gdyby nie determinacja moich rodziców. Widzieli oni, że my z bratem gramy, ćwiczymy, jednak tego nie słyszeli. Nie mogli usłyszeć czy gramy czysto, równo, dobrze. Po koncertach popisowych, zawsze widziałam w oczach mamy łzy. Teraz wiem, że były to łzy szczęścia, za które w tamtym czasie nie umiałam podziękować.  Gdy to zrozumiałam, po śmierci już rodziców, postanowiłam, że napisze w hołdzie dla nich piosenkę: tekst i muzykę. „Moją mamę” śpiewam zawsze na każdym koncercie. To rodzice dali mi poczucie wiary, że ta droga jest trudna, ale na końcu czeka nagroda.

 

KM: Poza rodzicami, którzy bardzo mądrze pokierowali Twoją edukacją, miałaś styczność również z bardzo dobrymi nauczycielami

OB: Na całej swojej drodze dydaktycznej trafiałam zazwyczaj na cudownych pedagogów. Miałam wielkie szczęcie. Ponieważ z pod ich skrzydeł wyszli najlepsi muzycy. Moja profesor Janina Butor, nieżyjąca już pianistka, z której klasy wyszli m.in. Krzysztof Jabłoński, laureat Konkursu Chopinowskiego z 1985 roku powiedziała do mnie tak:

-Widziałam, że będziesz na scenie. A czy będziesz śpiewać, tańczyć, recytować czy też grać na fortepianie- to nie ma żadnego znaczenia. Najważniejsze żebyś była na tej scenie szczęśliwa.

Wszystko co robię w pracy zawodowo sprawia mi ogromną frajdę. Nie robię tego dla poklasku ani pieniędzy. Uprawiam swój ukochany zawód i jeszcze dostaje za to pieniądze. Jestem szczęściarą. Jest to dla mnie największą radością.

KM: Patrząc na Twoje życie można powiedzieć, że żyjesz bajkowo. A przecież nie zawsze jest tak różowo. Łatwo Ci wejść w każdą rolę?

OB: Zawód jest bardzo trudny. Bywa, że dostajemy po nosie. Jeżeli kocha się swoją pracę, to wszystkie nieprzychylne recenzje, obrzucanie błotkiem w gazecie, czasami wyssane z palca, to miłość do zawodu to wszystko wynagradza. Na co dzień jestem normalną kobietą. Stoję w kolejce, przepycham się z urzędnikami, gdy próbuje coś załatwić.

Odpowiadając na drugie pytanie w kwestii wchodzenia w rolę to muszę przyznać, że mam po prostu intuicje grania.  Jak wchodzę w rolę, to coś mi się takiego odblokowuje, że na tą chwile staje się kimś innym. Nie mam oporów, nie zastanawiam się czy to wypada czy nie wypada. Po prostu gram. Wchodzę w role. Wiem jak się trzeba zachować.

KM: Twoja muzyka musi posiadać piękną melodię, mądry test. Przykładasz dużą staranność w doborze swojego repertuaru.

OB: Jestem skażona muzyką klasyczną. Wychowałam się na Czajkowskim, Beethovenie, Bachu, Chopinie. Ja potrzebuję czegoś co mnie aspiruje muzycznie. Nie wystarczy, aby piosenka składała się przysłowiowych trzech funkcjach. Do współpracy poszukuje muzyków takich, którzy nie nauczyli się grać w garażu. Koncertuje głównie z muzykami jazzowymi, są oni wszechstronnie wykształceni muzycznie. Piosenka musi mieć piękną melodię. Ta muzyka musi coś dawać. Ukoić. Tekst musi być piękny. To wszystko pozwala mi zabrać państwa w piękną podróż. Nie interesuje mnie chałturzenie i odbębnianie roboty. Wchodzę na scenę i ja naprawdę chcę z Państwem ten koncert przeżyć. Dla mnie najpiękniejszym komplementem jest to, że po dwugodzinnym koncercie, publiczność domaga się kilku bisów. Kultura jest dla ducha. Ja chcę wierzyć w to, że po moich koncertach wychodzi się z czymś. Biorę odpowiedzialność za to, że zabieram Wam dwie godziny z życia. Jeżeli wychodzicie niezadowoleni, rozczarowani to znaczy, że coś zrobiłam nie tak.

KM: Pracujesz teraz nad bardzo ciekawym projektem na 6 głosów.

OB: Tak, to nietuzinkowy projekt. Śpiewam sama ze sobą. A capella na 6 głosów. To jazzowe aranżacje nagrywane w kuluarach domowego zacisza. Pierwowzorem jest Jacob Collier. Nagrane jest już 5 utworów: „Mario czy ty wiesz”, „Dwa serduszka cztery oczy” „Oczarowanie”, „Ktoś mnie pokochał” „Wymyśliłam Cię”. W przygotowaniu jest jeszcze 5-6 kolejnych.

Innym projektem muzycznym jest nagrywanie pojedynczych singli i ich bezpośrednia publikacja w serwisach internetowych. Nie czekam na stworzenie całej płyty. 8 marca odbyła się premiera mojego najnowszego singla „Byłeś słońcem moich dni” Ireny Jarockiej. Jest to nowa aranżacja piosenki. Przyznaje, że nie byłam fanką Ireny Jarockiej, poszperałam trochę w jej twórczości i wyszukałam perełkę. Piosenkę nieznaną, ale bardziej ambitną, z przepięknym kobiecym tekstem.

KM: Na jakich deskach teatralnych możemy Cię teraz zobaczyć?

OB: Gram w Tatrze Capitol w dwóch farsach: O co biega i Kochane pieniążki oraz na Scenie Relaks w Abonamencie na szczęście. W tej sztuce gram alter ego Agnieszki Osieckiej. Spektakl jest oparty na pisanych dziennikach przez Agnieszkę Osiecką. Kolejnym miejscem, gdzie na jesieni będziemy mogli mnie zobaczyć to Opera Kameralna. Będzie tam wznowienie sztuki „Kwartet”. Przygotowuje się też do nowego spektaklu „Planeta 5.0”, który będzie miał premierę 21 kwietnia.

KM: Zazwyczaj jesteś obsadzana w rolach kobiet dystyngowanych, jako bizneswoman, lekarka, prawniczka. Rolą Grażynki na TikToku odniosłaś spektakularny sukces. Masz 323 tys. osób obserwujących Twoje konto.

OB: Grażyną obaliłam mit aktorki, która powinna być tylko obsadzana w rolach kobiet, które wzbudzają szacunek społeczeństwa. Mam wałki na głowie, ubrana jestem w podomke, bez makijażu. Przygotowuje się do nagrania i publikacji krótkich 10 s. filmików dłuższy czas. Zbieram pomysły, notuje. Potem przerabiam na Grażynę. Aplikacje TikToka nikt nie traktował poważnie. Pandemia spowodowała, że został przejęty przez znudzonych dorosłych. Podczas pandemii zostaliśmy odcięci od codziennej rzeczywistości. Wtedy to powstała Grażyna, która uwypukliła wszystkie cechy kobiety w średnim wieku, która wszystko wie najlepiej.

KM: Mając 55 lat jak się czujesz jako kobieta? Twoje marzenia na przyszłość?

OB: Co czuję? Uśmiecham się do siebie i czuję wdzięczność, bo los obdarował mnie wspaniałym życiem. Takim o jakim marzyłam będąc jeszcze małą dziewczynką. Lubię tę Olgę, która choć ma jeszcze sporo kompleksów i lęków, realizuje swoje plany i marzenia nie czekając na gwiazdkę z nieba. Lubię swoje zmarszczki, bo one paradoksalnie uwalniają mnie z konieczności bycia idealnym. 55 - wierzę, że to magiczna anielska liczba, która otworzy mi kolejne drzwi. Mówiąc słowami Wojciecha Młynarskiego „Chciałbym wiedzieć, kiedy w szatni płaszcz pozostał przedostatni” czyli chciałabym wiedzieć też, kiedy zawodowo wstać i ze sceny zejść.

Spotkanie z Olgą Bończyk zgromadziło licznie przybyłą publiczność. Rozmowa była przeplatana anegdotkami teatralnymi oraz żartami zaciągniętymi z Grażynki z TikToka.

Kinga Majewska

Fot: Tomasz Cybula Photography

 

Facebook.com X.com

Zobacz również