Wiersze zdobywczyni II nagrody w Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim
„O Laur Jabłoni ‘2017” – pani Edyty Wysockiej z Miastka.
Godło „Kanna”
A pejzaż drgał
„Dzieciństwo jest niezapomniane
Przez słodkie dźwięki, zapachy
I ciemne chwile dojrzałego pamiętania”
Czerwiec ma w powietrzu nadzwyczajną przeźroczystość,
jak suknia pani M. nad naszym stawem, który po latach
nazwaliśmy bagienkiem zdrady.
Chcę ci przypomnieć tamtą wiosnę, gdy w trzcinach kryły się
Młode gągoły i różowate żurawiny.
My, tata i piękna pani M. w sukni roześmianej słońcem…
Lapinusy-samosiejki drażniły nozdrza,
a pszczoły nabrzmiałe wdzięczyły się do nenufarów,
o których tata uczenie – apis mellifera.
Byliśmy tam, nie rozumiejąc nic,
nie mogąc pojąć uścisku gęstwin, gdzie ciemna wilgoć
rozłaziła się zygzakowato w żmije, wije i jaszczurki zwinki.
Tylko ten strach dziecięcy, bo w głębi – tata i ona…
Chcę ci przypomnieć, mój braciszku, smutną twarz mamy,
Gdy podaje tacie codzienną zupę.
Wciąż sen:
kolorowy pejzaż drga, stara bryczka i pani M.
w zmiętej sukni, która od oczu taty aż przeźroczysta.
Uciec
Potężny jesteś głosie ciemny
Z wnętrza
G.T.
Szósta. Chyba świta. Śnią się pustynie bez wody.
Łazienka. Radio dwójka. Penderecki?
Wysokie „c” wchodzi w mózg pogłosem „Lśnienia”.
Czy to od samego Stanleya Kubricka?
Chyba głuchnę, bo podkręcam się na maksymalny ton.
Może ja Beethoven i przede mną dzieła doskonałe?
Lustro. Czy to twarz artysty w zapaści wiekuistej?
Proszki! Gdzie? Tyle tu kartek, zapisków, prób…
Żeby zasnąć, szybko, bo stukanie i strach.
Z muszli robaki, na stole czaszki, w kącie kot skulony –
niezwyczajnie mruczy, nie chce mleka, a zawsze lubił.
Żeby tylko nie pojawił się Tamten,
chociaż tyle po nim, co w lichej urnie.
A przecież miał wiedzę i rozum profesora filozofii.
I co z tego, że miał?
Cały porządek światów odczytał dopiero po drugiej stronie.
Albo i nie?
Hipnoza
Odeszliśmy od siebie.
Przeszłość zamknięta na dwa razy.
Tak bardzo osobni, że nawet wierne oczy psa
nie przypominają o potrzebie wspólnego przebywania.
Samotność przełożona na język drwiny.
Chodzimy cichutko, by nie wybudzić się z letargu,
nazwanego życiem.
Półotwarte oczy zatrzaskują drzwi obrazów,
do których boimy się zbliżyć,
a dotyk, ten najbardziej odważny ze zmysłów,
chyłkiem się wymyka.
Swoją przyszłość obrysowujemy nieporadnie
krzywą linią horyzontu, ucieczką
za parawan emocjonalnej anoreksji,
w komiksowe ramy,
w szelest telewizyjnych odgłosów.
Czasem tylko budzi nas sen.
Sen, co przywraca ciepło ciała,
dotyka obrazami z tamtego świata,
tamtym brzmieniem słów,
tamtą codziennością.
Za horyzontem
Teraz nie tak, odległość zdarzeń,
„czas pożera rzeczy”.
A tam barwne krajobrazy sepiowych fotografii
i śmiech pełen nas.
Uchylają się drzwi po stopy ręce i usta,
wypełniają wschodami i drobiazgami.
On szuka nietoperzy zwróconych ku światłu
i ja czegoś tam bez sensu.
Siorbię z jego ręki zmięte żurawiny,
zaglądam w niebo i w słońca jaskrów,
którymi obrzuca mnie niezgrabnie.
Niewprawne palce skraplają się
zapachem wodorostów, małymi czułościami.
Obgryzam skórki z warg,
mam pajęczyny we włosach i błoto wszędzie.
Natura wyzwolona z sieci zaskakuje,
święte ramki brudnieją.
To ten chłopak co procą z pestek,
w kurzu za zasłoną, w kurzu na strychu…
Powiedziałeś kiedyś, że życie to dzieciństwo.
Tamte grzechy drobne i delikatne.
Afrodyzjaki niewinności, co sieją gwiazdki
niczym święta najświętsze.
I ból ich ciepły, i łzy tylko dobrymi łzami.
O taaak!
Późny erotyk
Jeszcze kwitną wrzosy,
mrówki się moszczą w kopczykach igliwia
i pająki rozpinają słoneczne witraże.
Na twojej twarzy rosa,
wilgoć czuła i jedyna,
którą dzisiaj chcę poznać.
Siedzę na kamieniu i patrzę
jak pręgi światła rozjaśniają
smagłe szczyty twoich ramion.
Wchodzę w ten obraz całą swoją istotą,
bo ty jesteś bożek leśny, fetysz,
afrodyzjak z mchu i grząskiej ściółki.
Rumienią się liście mojej skóry,
a słowa niewiele znaczą,
coraz mniej znaczą,
nic nie znaczą –
tylko ciało.
Przymykam oczy,
wyłączam przeszłość i przyszłość,
książki, wiersze, Mozarta, lęki, depresję,
Boga, skrupuły, konwencje, konwenanse…
Panie mojej zdrady,
teraz już tylko las, wirujące niebo
i cała czułość wszechświata,
gdy dotkniesz mnie,
lepką,
jak szadź brzozowej żywicy.


