Miejsko-Gminna Biblioteka Publiczna im. W.S. Laskowskiego w Grójcu

Wyszukiwarka

Relacja ze spotkania autorskiego z Andrzejem Zygmuntem Rolą Stężyckim

„Czuję się wolny” – relacja ze spotkania autorskiego z Andrzejem Zygmuntem Rolą‑Stężyckim

Tydzień Bibliotek trwał w najlepsze, gdy wieczorem, 14 maja 2025 roku, Biblioteka Publiczna w Grójcu powitała gości na wyjątkowym spotkaniu autorskim. Jak ujęła to prowadząca wydarzenie Dyrektor Biblioteki, Kinga Majewska – przybyli Przyjaciele Pana Andrzeja. Okazja była szczególna, bowiem niedawno ukazała się już 37 książka Andrzeja Zygmunta Roli‑Stężyckiego: „Belsk Duży i okolice. Mały słownik historyczno-geograficzny i etymologiczny”.

Pan Andrzej to postać absolutnie wyjątkowa na mapie Grójca. Jego życiorys starczyłby spokojnie dla kilku osób: publicysta, wojskowy, założyciel Instytutu Genealogii, wychowawca, fotograf i akordeonista. A wszystko to robi z pasją i ogromnym zaangażowaniem. Publiczność słuchała z uwagą, nie chcąc przegapić opowieści człowieka, który od lat z uporem i miłością dokumentuje historię regionu. Dla miłośników regionaliów istotną informacją było to, że autor nie zwalnia tempa i trwają prace nad kolejnymi publikacjami. Jak zdradził, materiały są systematycznie zbierane i skrupulatnie porządkowane w odpowiednich teczkach. Oczywiście nie brakuje trudności. Pojawiają się problemy z dystrybucją i sprzedażą, a przecież za każdą książką stoi nie tylko autor, ale i cały zespół ukryty za redakcyjną stopką. „Kiedy piszę, dotykam ludzi. To nie jest ani proste, ani zawsze dobre”  – mówił szczerze.

Życie pisane faktami

Najnowsza publikacja odkrywa tajemnice aż 34 miejscowości z gminy Belsk Duży oraz 40 nazw fizjograficznych. To prawdziwa kopalnia wiedzy. Jak sam autor zaznaczył – „korektor nie poprawi faktów”. Choć proces wydawniczy bywa żmudny, on robi to dla siebie – tak jak kolekcjoner zbiera znaczki, on zbiera informacje. Być może niedługo odkryjemy tajemnice okolicznych dworów i pałaców. Pierwsza książka ukazała się w 2002 roku, a przez ponad dwie dekady pracy powstał imponujący dorobek. Jak w ogóle znaleźć na to wszystko czas? – zapytano. Autor z uśmiechem odpowiedział, że samo życie układa plany. „Spotkaliśmy się zaledwie 25 stycznia, a dziś już kolejne wydarzenie, kolejna premiera”. W samej Bibliotece Narodowej można znaleźć 215 odnośników do jego prac. „Napisałem 37 książek – wspominał. W każdej jest coś, do czego chętnie wracam, coś, co cenię, a może nawet, co bym poprawił… Ale szkoda mi na to czasu. Wolę pisać coś nowego, odkrywać dalej. Może jeszcze zdążę…”

Wolność wyboru

Na spotkaniu wiele uwagi poświęcono też jego karierze wojskowej, która miała duży wpływ na życie i kształtowała sposób patrzenia na świat. „Jestem fascynatem munduru” – przyznał. „W mojej rodzinie mundur był zawsze obecny. Sam zamieniłem w końcu ten wojskowy na leśniczy”. Nie zabrakło wspomnień o innych inicjatywach. W przeszłości rozważano jego kandydaturę na burmistrza, a także brał udział w tworzeniu jednej z pierwszych straży miejskich w Polsce. „Doszedłem w życiu do punktu, w którym mogę robić, co chcę” – powiedział z przekonaniem. I rzeczywiście: założył Instytut Genealogii. Choć początki były trudne i pierwsze dwa lata wymagały ogromnego samozaparcia, dziś instytut prężnie działa. „Czuję się wolny i to najbardziej cenię” podsumował.

Sportowy duch

Pan Andrzej z entuzjazmem opowiadał o sportach wytrzymałościowych. Z dumą podkreślał, że maratony, w których brał udział, uczą wytrwałości. Osiągnięcie celu, mimo zmęczenia i bólu przynosi satysfakcję. Z ogromnym sentymentem mówił też o rowerze. Przypominał, że zawsze był ciekawy świata, a rower był kiedyś czymś niezwykłym. Umożliwiał podróże, czynił świat mniejszym. „Ze swoimi dziećmi jeździłem na długie wycieczki rowerowe. Rower dawał mi wolność i pozwalał zwiedzać”. Niekiedy pokonywali trudne do wyobrażenia dystanse.

Żeby język giętki...

Ważnym tematem spotkania była też mowa i język. Gość przypomniał, że język, którym mówimy obecnie jest sztuczny, literacki. Na niektórych wsiach słychać jeszcze na przykład  gwarę opoczyńską. Również gromadzenie informacji, w kontekście językowym, nie jest proste. Dokumenty są pisane cyrylicą, łaciną, a także w trudnej do odszyfrowania staropolszczyźnie. Żeby zdobyć dane o rodzinie, on sam musiał odwiedzić Petersburg, Mińsk, Lwów, Kijów i Żytomierz. „To nie było łatwe” – przyznał. „Ale warto mieć zainteresowania. Jeśli rozwijamy je w dzieciach, to będą je pielęgnować także jako dorośli. I przede wszystkim nie można nikogo oceniać, ani dyskryminować”– dodał stanowczo.

Patriotyzm nie tylko lokalny

„Grójec to mój powiat, choć bywa niedoceniany” – podzielił się refleksją na koniec spotkania. A przecież to miasto starsze niż Warszawa, z którego można dojechać niemal wszędzie bez konieczności skręcania. Pan Andrzej podkreślił, że zaprasza na spotkania nauczycieli historii, wraz z uczniami. Jego książki są jak przewodniki. Można je wrzucić do plecaka i pojechać na wycieczkę, odkrywać szlak. Z nostalgią przyznał, że marzy o miejscu w Grójcu, gdzie można byłoby po prostu porozmawiać. Bo dziś, czasem dzwoni do kogoś, a okazuje się, że czas minął i kogoś już nie ma. Pod koniec spotkania wybrzmiał temat patriotyzmu. „W Polsce mówiono: do ostatniej kropli krwi, ponad wszystko. To wypaczona wizja. Trzeba mówić: do ostatniej możliwości”. Podkreślał, że ważne jest to co robimy codziennie, zainteresowanie historią, rozmowa z innymi ludźmi. „Nie tylko odkrywamy historię – mówił – ale też się uczymy życia”.

Spotkanie przebiegło w serdecznej atmosferze. Nie brakowało żartów, uśmiechów i żywej wymiany myśli z publicznością. Autor z lekkością opowiadał o swojej pasji, wciągając słuchaczy w świat lokalnych historii i pokazując, że regionalizm to nie tylko daty i nazwiska, ale także barwne opowieści, ludzie i emocje.

 

Anna Skoczylas-Mikołajczyk

 

 

Facebook.com X.com

Zobacz również