Miejsko-Gminna Biblioteka Publiczna im. W.S. Laskowskiego w Grójcu

Wyszukiwarka

Nie jest za późno – relacja ze spotkania z Marią Pakulnis

Nie jest za późno

To było wyjątkowe spotkanie z Marią Pakulnis. Niezwykle skromna, roztaczająca wokół siebie wspaniałą aurę aktorka przyjęła zaproszenie Dyrektor Biblioteki – Kingi Majewskiej i 4 września uświetniła wieczór przybyłym. Marii Pakulnis przedstawiać nie trzeba. Występowała u Kieślowskiego, Konwickiego i Englerta. Kreowała kobiety silne, niebezpieczne ale też te pokonane przez życie. Opowiadała o tym, jak została aktorką, dzieliła się wzruszeniami z planu filmu „Johnny” i uczyła jak być silnym i dobrym człowiekiem.

Wszystko jest po coś

Inspiracją dla spotkania w grójeckiej Bibliotece była książka „Moja nitka”. To wzruszający zapis rozmowy o życiu Marii Pakulnis z dziennikarką „Wysokich Obcasów” Dorotą Wodecką. Pozycja niezwykle osobista, poruszająca i szczera. Książkę można też odsłuchać w formie audiobooka, który czyta sama autorka. Jest to utwór wyjątkowy, przepełniony emocjami, a głos lektora zdradza, które fragmenty są trudne dla niej samej.

Rozmowy o powstaniu książki trwały długo. Aktorka nigdy nie czuła, że jest kimś wyjątkowym, kto miałby być bohaterem książki. Ale książka stanowi właśnie opis jej życia. Łączy i plącze ze sobą historie różnych osób. Nitki – tak jak ścieżki losu rzucone niby przypadkiem, przeplatają się i wiążą ze sobą. Dziś już wie, że nie ma przypadków i wszystko jest po coś. O jej losie zadecydowała nauczycielka z liceum pielęgniarskiego. To ona, ku zaskoczeniu wszystkich, zasugerowała szkołę aktorską. Pani Maria z niezwykłym szacunkiem mówi o swojej wychowawczyni. Zaznacza, że również dziś prawdziwy nauczyciel powinien być trampoliną dla młodych ludzi. Dojrzeć kogoś niewidocznego, cichego, niepewnego. Umieć dostrzec dziecko, które boi się ośmieszenia, zaopiekować się kimś, kto nie jest gotowy na życie. Ona tego doświadczyła, w szkole usłyszała: „spróbuj”. Nigdy nie marzyła by być gwiazdą, wychowała się bez mediów, filmów. Telewizor miała jedna rodzina na wsi, gdzie dzieci spotykały się by razem oglądać dobranockę. To były inne czasy. Nie myślała o sławie, o czerwonych dywanach czy pięknych sukniach. Sądziła, że dla niej szkoła teatralna jest nieosiągalnym szczytem. Celem o którym nawet nie pozwalała sobie marzyć.

Szkoła pielęgniarska – szkoła życia

Rodzina aktorki uciekła z Litwy. Wychowywała się więc w pięknym otoczeniu lasów i jezior. Jednak jednocześnie była świadkiem wielu dramatów, przesiedlania, wysiedlania, ucieczek. Pijani dorośli i bieda były codziennością. Wtedy jeszcze nie rozumiała z jakim bólem na co dzień mierzą się jej opiekunowie, mimo że obcowała z nim codziennie. Sama ponosiła konsekwencje ich problemów. Dopiero po latach, kiedy analizuje ten czas, widzi jak niezwykle ważne jest dla dziecka poczucie bezpieczeństwa, miłości. Wsparcie i przekonanie, że jest się ważnym, bo właśnie to daje siłę by żyć.

A prawdziwe życie pokazywało swe szare kolory już od najmłodszych lat. Smutne dzieciństwo spędzone w poczuciu osamotnienia było preludium do tego co przyniosła szkoła pielęgniarska. Tam widziała ból, cierpienie, narodziny i śmierć. W intensywnej pigułce poznała wszystko co życie może jej przynieść w tej najpiękniejszej i najokrutniejszej formie.

Nauczycielka powiedziała nie obiecuj siebie za dużo ale spróbuj. Masz zawód. To ona nauczyła ją mówić prawidłowo po polsku i przygotowywała utwory na egzamin. Sama Pakulnis nie czuła entuzjazmu i ekscytacji. Bała się rzeczywistości i tego jak sobie poradzi w wielkim mieście, skąd weźmie pieniądze, za co będzie żyła jeśli się dostanie. Jej obawy pogłębiła rodzina, która nie okazała wsparcia. Mimo to pracowały ciężko i przygotowały legendarny i trudny „Bal w operze” Tuwima. Komisja egzaminacyjna nie sądziła, że młoda dziewczyna sobie z nim poradzi. A jednak los zgotował niespodziankę. Niedożywiona dziewczyna w za ciasnych butach, która nie pasowała do wielkiego miasta zdobyła miejsce w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie. Oczarowała komisję, a potem? Potem zdobyła niejedną rolę i oczarowała tłumy.

Cud „Johnnego”

Mimo to nigdy nie sądziła że powstanie o niej książka. Teraz ma poczucie, że była potrzebna, bo każdemu kto ją przeczyta coś dała, coś przyniosła. Wzruszyła, pocieszyła. Wszystko dlatego, że była szczera i prawdziwa. Temat publikacji pojawił się po sukcesie filmu „Johnny” - produkcji opowiadającej o życiu księdza Kaczkowskiego i jego wpływie na życie Patryka Galewskiego.

Aktorka przyznaje, że zazwyczaj jej decyzje o przyjęciu roli są poprzedzone analizami i bardzo przemyślane. Tym razem już na etapie czytania scenariusza wiedziała, że chce być w tym filmie. Przeżyła tę historię, popłakała się i stwierdziła, że nieistotne jest ile słów wypowie. Wiedziała, że będzie pracować nad czymś ważnym. Potwierdziły to przyznane nagrody, miedzy innymi na „Orłach 2023”.

Ze smutkiem stwierdziła, że żyjemy w świecie, gdzie niezwykle rzadka jest życzliwość i otwartość na drugiego człowieka. Chorujemy na najgorsza chorobę, jaką jest obojętność. Nie widzimy, że ktoś obok cierpi. Nie słyszymy, nie czujemy, nie reagujemy. A ten film powstał by nas obudzić, wyrwać z marazmu. Pokazać, że zawsze jest ktoś kto nas potrzebuje. Szczególnie dotyczy to dzieci. Filmowy Patryk wychowywał się w patologii, on nie znał ciepła i miłości, był chwalony za rozbój  - to go ukształtowało. Ksiądz Kaczkowski uratował mu życie. A tak naprawdę uratował nie tylko jego... Aktorka podkreśliła, że ona nie namawia nikogo do wiary i nie agituje. Każdemu człowiekowi zostawia wolność wyboru, ale podkreśla by „iść za głosem serca”. Każdy ma swoje sumienie, swój kodeks.

Szanujmy się

Naszemu gościowi trudno było opanować drżenie w głosie, gdy mówiła, że kobiety są silniejsze od mężczyzn. Podkreślała też, że są przyzwyczajone do poświęcenia. Nawet kiedy nie dostają nic w zamian. Przypomniała, że mamy prawo by się szanować. Jeśli jesteśmy dobrzy dla siebie to znajdziemy siłę by być dobrymi dla innych. Właśnie o tym jest „Moja nitka”. Coś co miało być krótkim wywiadem przerodziło się w szczerą rozmowę, a potem w kolejną. Pomimo wątpliwości czy warto, czy jest o czy mówić. Powstała pozycja o życiu, o bólu i o tym, co prawdziwe.

Chyba każdy na sali wzruszył się gdy Pani Maria mówiła: „Dziś panuje moda na szczęście. Wszyscy mamy być ładni, ułożeni i szczęśliwi na pokaz, a naprawę jesteśmy sami. Samotni.” Podkreślała, że do ważnych tematów i trudnych wydarzeń trzeba wracać, bo nigdy nie jest za późno by coś naprawić.

Kim jestem?

Na to pytanie odpowiedź przyniósł już Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Tam – Zygmunt Kałużyński widział ją w kilku kreacjach i po raz pierwszy została przyznana nagroda za rolę drugoplanową. Mówiono o niej, że lubiła grać różne kobiety. Nie chciała by ją zaszufladkowano. Dziś już wie, że to było dlatego, że szukała siebie. Kreowała Matkę Boską w „Pastorałce”, szefową mafii w „Ekstradycji”, szaloną w „Pożegnaniu Jesieni”. Teraz rozumie, że to spektrum było tak szerokie, bo sama pytała kim jest. „Z pasją uprawiałam zawód, bo to było prawdziwe życie”.

Teatr – Enklawa wolności

Na swojej zawodowej drodze aktorka spotkała największe nazwiska. Pracowała z Tadeuszem Łomnickim, Mają Ostaszewską. W jej szkolnym roczniku był Michał Bajor i Krzysztof Tyniec. Wspaniali utalentowani ludzie, którzy trafili na niezwykle trudny czas. Tuż przed zakończeniem szkoły rozpoczął się bowiem stan wojenny. Nie mogli grać, mimo to próbowali, przeprowadzali próby. Teatr to była enklawa wolności. Ich prawdziwe życie nasączone emocjami.

Bo w nas jest siła

Podsumowując spotkanie, Pani Dyrektor powiedziała, że zastanawiała sie jak poprowadzić spotkanie, aby nie było przepełnione smutkiem. Tymczasem, ma wrażenie że wyjdziemy z niego silniejsi. Jak mówi Kaczkowski: „dostaliśmy tylko jedno życie i grzechem jest zmarnować chociaż jeden dzień”.

Po spotkaniu można było nabyć książkę z autografem i zrobić pamiątkowe zdjęcie. Nasz gość dla każdego znalazł dobre słowo, obdarzył uśmiechem, a nawet radą na życie. W kuluarach jeszcze długo trwały rozmowy. To było wyjątkowe spotkanie również dla nas – Bibliotekarzy. Pani Maria dzieliła się swoim doświadczeniem, a wydawało się, że dzieli się również swoją siłą. Każda z nas miała łzy w oczach, bo prawdziwie umiała poruszyć serca.

 „Bądźmy szczęśliwi! Trzeba żyć i podlewać to życie” – pożegnała się aktorka.

 

Anna Skoczylas-Mikołajczyk

Facebook.com X.com

Zobacz również