Poniżej przedstawiamy wiersze Pani Anny Pilaszewskiej, która otrzymała I nagrodę w XL Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim "O Laur Jabłoni '2020"
Anna Piliszewska - godło “STOŁP”
wycinanki wołyńskie. matuleńka
zbyt wiele się ostatnio milczało o tamtych
zgliszczach, gry wicher przywiewał swąd,
zbyt milczało o martwych podnosząc stakany
w karczmach. a wiosna przyfrunęła razem
z pierwszą jaskółką - i pod strzechami chyłkiem
zaroiły się gniazda, i sfory psów ścigały się
z radosnym jazgotem, i kobiety wdziewały
coraz cieńsze koszule gdy bielą zakwitły drzewa,
więc po cóż było uwierzyć?
tak to już jest, że ludzie milczą, jeżeli bronią
przestrzeni, która jest światłem - a czymże innym
jest świat, jak nie ciasną zagrodą z murszejącą
wygódką, a czymże, jak nie ogrodem, jak nie szopą
i studnią? to dlatego tak szczelnie
sznurowało się usta, odpychając cierpliwie
drżącą przestrzeń domysłów, przecież nie umie drasnąć
to, co jest nieziszczone – nawet gdy widać
dymy: jak się niosą i niosą - i stają brunatną mgłą. łatwiej.
o wiele łatwiej siać i plewić, nie myśląc, łatwiej
nakarmić drób, łatwiej siąść i oddychać, patrząc z dumą na jasne
piersi dorodnych cór: śnić na jawie dostatek, jaki ześle im
przyszłość - o tak, one na pewno
doświadczą lepszego losu. Uśmiecha się, kiedy widzi
jak zbiegają za bróg, skradają się nad jezioro.
w wyobraźni przelicza ich chudziutkie posagi: kożuchy
i prześcieradła, wyklepuje i wietrzy dla nich ciężkie
pierzyny – nie, nie ona odgadnie,
nie, nie ona usłyszy
jeźdźców apokalipsy. jej oczy o barwie lnu
zerkają w sad - krępe drzewa obiecują obrodzić. rozlewa się
rześki chłód, ukośnie padają cienie – czuje spokój
i słodycz, po cóż miałaby wietrzyć
w rude łuny nad wioską, w gorzki posmak popiołu?
wycinanki wołyńskie. urwis
zakrada się - w kępie trawy naruszy
szerszenie gniazdo, chociaż strach tam podchodzić.
bo krzyczą: załóż się, załóż! -
wetknie patyk w głąb ziemi – za składany scyzoryk
urosła dziecinna chciwość - a pole maku kołysze
i rozżarza pragnienie, grzechocząc jak mak.
uwolnij rój - kiedy chmara, hucząc, ruszy z brzęczeniem,
będzie walić mu serce.
pobiegnie, ile sił w stopach przez łąkę, przeskoczy
rowy, murek, szklące kałuże - nim się skryje do szopy.
przeczeka!!! a potem w izbie będzie składał, rozkładał
trofeum: żelazny kozik. szczęśliwy i nieświadomy
obejrzyj spuchnięty kciuk – po wydłubaniu igłą
żądła, które dość płytko mu utkwiło pod skórą, punktowa,
niegroźna rana
zajątrzy się...
wycinanki wołyńskie. kruk
nim usiądzie w gałęziach, długo krąży nad domem -
trudno jest trafić kruka: utrącić kamykiem z procy.
zadomowił się niemal, odkąd miejscowy pijak
nagi wszedł do strumienia – i się nocą
utopił - porwał go rwący nurt, tak jak porywa słomę
młynkującą na fali. nasyciwszy się, woda musowała
z bulgotem. a potem zjawił się kruk,
wieszcząc zło - niewiadome, odległe, lecz wyczuwalne
w drżeniach tkanki powietrza. i czarne, błyszczące
skrzydło zaczęło zagarniać przestrzeń - strach
wysączył się znikąd, z bezszelestności piór. omijany
przez koty, kruk wymościł swe leże
w zegara dzwoniącym pniu – ale jeszcze nikt nie zgadł,
jaka bije godzina.
wycinanki wołyńskie. oberwanie chmury
było duszno – w krążeniu
tnących much pociemniało i zmarszczyło się niebo. zachlustało
jak z cebra
i oszalałe konie zbiegły z łąki do domostw. grom! siarczyste
przekleństwo. ozimina zsiekana
harapem dudniących strug.
woda z sykiem
pomknęła, żeby chciwie pożerać. mlaskającym językiem macała
gnuśne podwórka, chlewy, dachy kurników. oblizywała
deski, słomę, śliskie kamienie, pięty
mężczyzn biegnących do otwartej gospody, gdzie rozwiązuje
język ciepła wódka na kreskę -
trzeba było pomstować: gniew oczyścił jak ług
myśli z brudu i błota: można było rachować straty, opłakać
podmyte brogi, wbite w ziemię rośliny. wreszcie, chwiejnie
się tocząc, ściągnąć czapkę nabożnie - pozdrowić przydrożnych
świętych, próchniejących w milczeniu – oni pierwsi
już wiedzą - ale nie opowiedzą
widzeń,
w których stękają upiorne, zwęglone krzyże.